Przewoźnicy bywają bardzo wrażliwi. Zwłaszcza na punkcie swoim i swojej przyczepy. Dlatego są pytania, których lepiej nie zadawać przewoźnikowi, jeśli chcemy być w przewoźnikiem w dobrych stosunkach i wolimy nie zaliczać nagłej wysiadki.
Pytania, których lepiej nie zadawać przewoźnikowi
- O której pan/ pani będzie? – przewoźnicy to bardzo wrażliwe stworzenia, które są przywiązane do swojego pojęcia czasu. Przewoźnik nigdy się nie spóźnia ani nie jest zbyt wcześnie – jest dokładnie wtedy, kiedy trzeba. Przynajmniej tak utrzymuje. Z tego powodu wszelkie esemesy i telefony nie są tutaj wskazane z tej prostej przyczyny, że i tak nie mają żadnego znaczenia. Dlatego przed planowanym transportem dobrze jest zaopatrzyć się w śpiworów, termos i kanapki. Nigdy nie wiadomo, kiedy objawi się nasz wybawca. Jak przyjedzie to będzie.
- Może ja to zrobię? – o ambicji przewoźników krążą legendy, wiec lepiej sobie z nią nie pogrywać. Sugerowanie, że nie radzą sobie z naszym koniem jest ciosem prosto w ich wrażliwe serduszko. Pół biedy, jeśli po prostu się obrazi, jednak co wrażliwsze jednostki w reakcji na traumę zwijają interes i zwyczajnie odjeżdżają zostawiając nas i naszego konia przed stajnią.
- Ma pan/pani jakieś doświadczenie? – Pytanie, które wydaje się być normalnym nie jest takim w uszach wielu przewoźników. Po jego zadaniu można wtedy zaobserwować wzrost ciśnienia, przyspieszenie akcji serca i intensywne czerwienienie na twarzy. Zwłaszcza, jeśli okaże się, że nie mają żadnego lub niewielkie. Po serii tego typu pytań możemy być pewni, że dalsza podróż upłynie w ciszy. Dlatego przed zamówieniem przewoźnika lepiej jest użyć wyszukiwarki i popytać znajomych.
- Czy ta przyczepa się nie rozleci? Scenariusz zwykle jest taki sam – miał przyjechać przyczepowy mercedes, a podjechała naczepka z lat siedemdziesiątych. W tym wypadku zamiast pytać trzeba działać. Dobrze jest wtedy ukryć konia w sianie i udawać, że transport pomylił adresy. Dla pewności możemy jeszcze wejść do środka przyczepy i kilka razy poskakać. Byle nie zbyt mocno, bo może okazać się, ze zostaniemy z nogą w podłodze i będziemy mieć problem.
- Daleko jeszcze? Jeżeli przed nami długa trasa, to lepiej jest nie umilać jej ciągłymi pytaniami o to, ile nam jeszcze zostało drogi. Dwu lub trzykrotne pytanie nikogo nie zabiło, jednak lepiej jest nie powtarzać go co pół godziny. W innym wypadku ryzykujemy, że zostaniemy wysadzeni na środku drogi szybkiego ruchu, a nasz koń pojedzie sam do miejsca przeznaczenia.
Tekst: Judyta Ozimkowska