Jeździecka kariera każdego z nas jest inna. Jednak w wielu przypadkach okazuje się, że konie, które spotykamy na swojej drodze, można zakwalifikować do kilku głównych grup. Jakie typy koni spotykamy na swojej drodze?
Typy koni, które zmieniają życie jeźdźca
- Ten pierwszy! Oczywiście od niego wszystko się zaczęło. Puchaty, sympatycznie wyglądający kucyk, który po zbliżeniu się dokładnie sprawdził, czy twoja ręka przypadkiem nie nadaje się do zjedzenia? A może okrągła i stateczna klacz, która na co dzień zajmowała się pracą w polu, ale od czasu do czasu pozwalała też usiąść na swoim grzbiecie? Pierwszy koń, na którego grzbiecie usiedliśmy, ma na sumieniu nie tylko pierwsze otarcia i ślady ugryzień, ale też zdecydowaną większość naszych dochodów od tego momentu.
- Rekreacyjny tuptuś. Większość z nas na pewnym etapie życia spotkała takiego konia. Ponieważ był całkowicie znieczulony na świat zewnętrzny, w tym na nieskoordynowane poczynania jeźdźca, miał opinię spokojnego, grzecznego i “idealnego do nauki”. Rodzice byli zachwyceni, bo powłóczący noga za nogą wierzchowiec faktycznie nie sprawiał zagrożenia dla uczącej się jeździć pociechy. Niestety, jak okazało się później – nie nauczył też zbyt wiele. Ale sentyment pozostał…
- Koń-profesor. Dopiero spotkanie konia-profesora otworzyło nam oczy na to, że tuptuś jednak nie był najlepszym, co mogło nas spotkać. Koń profesor ma nieskończenie wiele cierpliwości, ale też potrafi doskonale zmotywować. Swoimi reakcjami doskonale pokazuje, kiedy wykonujemy ćwiczenie poprawnie… a potem wraca do letargu, kiedy zaczynamy radosną twórczość na jego grzbiecie. Na szczęście jest też zrównoważony i bezpieczny, więc póki co największym zagrożeniem jesteśmy dla siebie sami…
- Ten kupiony z miłości. Czujesz już, że koń-profesor nauczył cię wszystkiego, czego mógł. Uważasz, że to właściwy moment na zakup własnego konia i wtedy pojawia się ON. Lub ona. Piękny, potrafiący głęboko spojrzeć w oczy. Trochę młody i trochę nic nie umie, trochę ma krzywe nogi ale to nic – ty już jesteś wytrawnym jeźdźcem, więc sobie poradzisz, a krzywe nogi nie przeszkadzają – przecież nie startujesz w zawodach. Wydajesz więc ciężko zarobione pieniądze na swojego pierwszego, ukochanego konia. Nie ty pierwszy i nie ostatni. Na szczęście na świecie są dobrzy trenerzy i dobrzy weterynarze – obyś tylko zdążył ich spotkać na czas…
- Ten kupiony z rozsądku. Nauczony doświadczeniem, kolejnego zakupu dokonujesz już bardziej rozważnie. Bierzesz ze sobą trenera i weterynarza, a także grono mniej lub bardziej sensownych doradców. Jeśli będziesz mieć szczęście, poszukiwania zakończą się sukcesem – znajdziesz właśnie tego konia, z którym będziesz mógł rozwijać się i odnosić sukcesy. A potem będzie już tylko lepiej!
Tekst: Anna Mędrzecka