W jednym z lutowych artykułów opisywałam konsultacje z hiszpańskim trenerem Juanem. Byłam z nich tak zadowolona, że postanowiłam odwiedzić Juana w Hiszpanii i popracować pod jego okiem, biorąc treningi na koniach andaluzyjskich.
Z wizytą w Hiszpanii
Wykorzystałam okazję, że Basia (koleżanka, która ściągnęła Juana do Polski), leci do trenera w odwiedziny oraz na treningi, i przyłączyłam się do niej. Basia, jeszcze raz wielkie dzięki, że mnie ze sobą zabrałaś. 😉 Do Hiszpanii poleciałyśmy we trójkę – Basia, ja i moja mama. Zamieszkałyśmy w domku na terenie pięknego ośrodka Finca Arte y Sentimiento. W ośrodku tym pracuje Juan Romero Mancera i tam też odbywały się nasze treningi.
Wszystkie miałyśmy po dwa treningi dziennie i ćwiczyłyśmy zarówno pracę w ręku, jak z siodła. Ja jeździłam głównie na 10-letnim wałachu Domadorze, który wyglądał bardzo przeciętnie – malutki, grubiutki i ze średnim ruchem. Szybko się jednak okazało, że podczas pracy jest bardzo pilny, elektryczny i ma niesamowitą łatwość do zebrania. Piaff i pasaż wykonywał “na guziki”.
Treningi na koniach andaluzyjskich
Szybko poczułam, czym jest prawdziwa lekkość konia podczas pracy. Ich konie były tak trenowane, by szybko, precyzyjnie i bez wahania wykonywać polecenia jeźdźca. Gdy raz dało się sygnał do jakiegoś ćwiczenia, na przykład łopatki, koń je wykonywał i kontynuował, dopóki nie dało się następnego sygnału. Na początku często łapałam się na tym, że chciałam dawać zbyt wiele pomocy. Ostatnimi czasy wsiadam przede wszystkim na konie młode lub wymagające korekty, więc jazda na świetnie wyszkolonym koniu była miłą odmianą i przypomniała mi, do jakich odczuć powinnam dążyć.
Konie andaluzyjskie z racji swojej budowy i temperamentu mają dużą łatwość do zebrania i skrócenia się. Ciekawe było dla mnie to, że Juan pracował ze swoimi końmi w bardzo wolnym tempie. Jednak pomimo tych wolnych ruchów konia, czułą się pod siodłem ogromną energię, impuls i gotowość konia do reakcji na najmniejsze sygnały człowieka. To było bardzo przyjemne uczucie. Sporo pracy gimnastycznej odbywało się w stępie – ustępowania, łopatki, trawersy, ciągi. Dopiero wtedy, gdy wierzchowiec radził sobie z tymi zadaniami bez problemu, przechodziliśmy do pracy w wyższych chodach.
Juan ma w zwyczaju przed każdą jazdą krótko lonżować konie w ramach rozgrzewki. Bez wypięcia i w takim tempie, w jakim chciały konie (ale bez galopu). To było kilka minut na rozgrzewkę i rozluźnienie dla konia. W momencie, w którym zakładane było wypięcie lub jeździec wsiadał w siodło, konie wiedziały, że rozpoczyna się praca i że teraz już pozostają pod ścisłą kontrolą człowieka.
Kontrola i konsekwencja
Kontrola – to była w ogóle bardzo ważna zasada. Hiszpanie, pracując głównie z ogierami pełnymi temperamentu, nie mogą sobie pozwolić na brak konsekwencji. Jako przykład efektów ich pracy, wspomnę tylko, że podczas naszego pobytu w Andaluzji widziałyśmy również zawody jeździeckie, na których podczas dekoracji stało razem dwanaście ogierów i jedna klacz. Wszystkie ogiery stały jak posągi.
Nasz trener szczególną uwagę zwracał też na dosiad jeźdźca. Hiszpanie jeżdżą na bardzo długich strzemionach i na takich też kazał mi jeździć Juan. Na początku nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Na szczęście te konie, na których jeździłam okazały się bardzo miękkie w ruchu i w pracy, a długie strzemiona pozwalały na precyzyjne używanie łydki oraz elastyczny dosiad.
Ogólnie uważam nasz wyjazd za bardzo udany, bo bardzo dużo się nauczyłam. Nasza współpraca z Juanem będzie kontynuowana, trener najprawdopodobniej przyjedzie do nas w listopadzie lub grudniu. 🙂
Tekst: Karolina Piechowska