Posiadanie innego zdania w kwestiach końskich lub jeździeckich czasami spotyka się ze sporym niezrozumieniem, żeby nie powiedzieć wrogością. W niektórych sytuacjach bronienie swojego zdania w stajni staje się jednak koniecznością!
Co i kogo interesuje?
Wydawać by się mogło, że dopóki naszemu koniowi nie dzieje się krzywda, to nasze działania nie powinny nikogo interesować. Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że bywają ludzie, którzy żyją tylko po to, by pasjonować się działaniami innych osób. Zawsze mają dla ciebie garść cennych (i nieproszonych) porad. Dodatkowo, nie omieszkają omówić twojego przypadku z innymi ludźmi. Oczywiście, bez twojego udziału.
U mnie było kilka sytuacji, w których musiałam zagryźć zęby i nauczyć się przestać przejmować się opinią innych. Pierwszą z nich było późne zajeżdżanie mojego konia. Późne, czyli jako czterolatka. Jednak najwyraźniej dla niektórych (najczęściej tych, którzy sami wsiadali na półtoraroczniaki) było to na tyle oburzające, że postanowili działać. Nie przepuścili żadnej okazji, by uświadomić mi, że późno zajeżdżany koń będzie krnąbrny, nieposłuszny i nie wykształcą mu się mięśnie (!). Dodatkowo będzie miał krzywe nogi i problemy z kręgosłupem.
Dzisiaj się z tego śmieję, ale jako nastolatka byłam naprawdę przejęta. No bo jednak jeśli sporo starszych od ciebie ludzi mówi ci, że robisz coś źle, to zaczynasz się nad tym zastanawiać. Na szczęście Kary ma się dobrze i posiada nogi nie mniej krzywe, niż konie moich „doradców”, z których część zakończyła już swoje krótkie kariery.
Podobnie było z faktem, że sama werkuję Karsonowi kopyta. Te 6-7 lat temu nie było to jeszcze tak popularne i człowiek (a zwłaszcza kobieta) z tarnikiem w ręce budził sensację. Tutaj też słyszałam, że niskie piętki spowodują u mojego konia ochwat, a podkowa jest niezbędnym wyposażeniem każdego konia. Najlepiej od odsadka począwszy. Jeden z właścicieli pensjonatu nawet bez mojej wiedzy konsultował Karego ze swoim kowalem, by pokazać mi, że zupełnie nie znam się na robocie. Fakt, że po pracy tego fachowca konie miały 4 różne kopyta i kulały przez tydzień bynajmniej nie wpływał na jego wiarygodność.
Sporo emocji budził swego czasu także fakt, że do momentu zajeżdżania mój koń pląsał na sznurkach. Oczywiście, takie działania miały doprowadzić do mojej śmierci (względnie kalectwa) i wywołać nieodwracalne zmiany w mózgu u mojego konia. To ostatnie nawet się sprawdziło, bo z paskudnego dziada, którym był, wyrósł na fajnego i bezpiecznego w obsłudze zwierzaka. Kto zna Karsona, ten wie.
Bronienie swojego zdania w stajni
Teraz, gdy na to patrzę, to mogę jedynie wzruszyć ramionami. Jednak pamiętam, jak wtedy się czułam – pod ostrzem krytyki ludzi, którzy mi imponowali. Słusznie lub nie. Dzisiaj kazałabym im zająć się ich życiem, ale wtedy nie miałam ani tyle asertywności, ani świadomości. Piszę to wszystko po to, by pokazać ci, że jeżeli masz pomysł na siebie i swojego konia oraz masz wsparcie ze strony naprawdę doświadczonych osób, to rób to, co robisz. Nieważne co będą mówić – bo mówić będą zawsze. Jeżeli twój koń jest w dobrej kondycji, coraz lepiej wygląda i chodzi pod siodłem ,to zawsze jest to najlepsza rekomendacja.
Oczywiście, warto mieć głowę i uszy otwarte na rady. Powinny jednak pochodzić od osób, które szanujesz i za którymi stoją lata doświadczeń oraz wymierne efekty. Zawsze pamiętaj też, że skutki twoich decyzji ponosi twój koń. Zarówno tych dobrych, jak i – przede wszystkim – tych złych. Dlatego to on i jego komfort powinny być zawsze na pierwszym miejscu.
Tekst: Judyta Ozimkowska