“Wstyd”, “katastrofa”, “skandal”, “żebranina” – komentarze po Pride of Poland nie milkną. Jak było naprawdę? Oto nasze obserwacje i zebrane komentarze ekspertów!
Tegoroczna aukcja Pride of Poland miała być wyjątkowa. Jubileusz 200-lecia stadniny sam w sobie był doskonałym sposobem na promocję wydarzenia. Obecny prezes stadniny w Michałowie, Maciej Paweł Grzechnik, mówił na konferencji prasowej poprzedzającej imprezę o szeroko zakrojonej międzynarodowej promocji tegorocznej aukcji. Twierdził, że aukcja nie jest znana na świecie tak dobrze, jak mogłoby się wydawać, i że dopiero teraz udało się ją rozpropagować. Niestety, okazuje się, że może udało się przyciągnąć nowych klientów, ale nie tych, którzy mogliby kupić konie za satysfakcjonujące kwoty. Łączny wynik sprzedaży koni podczas Pride of Poland to 410 tys. euro, a Summer Sale – 144 tys. euro. Oznacza to, że łączny wynik obu aukcji (554 tys. euro) jest niższy, niż wyniki samych Pride of Poland od 2003 roku, kiedy to euro stało się walutą licytacji.
Sukces czy porażka?
Atmosfera podczas aukcji nie pozostawiała wątpliwości. “Wstyd”, “porażka”, “pogrzeb” – takie komentarze można było usłyszeć od obserwującej aukcję publiczności. A na trybunach znalazło się wiele osób, które na aukcji bywały regularnie od kilkudziesięciu lat! “Nie przeżyłam w ciągu 30 lat tak strasznej klęski” – mówiła w wywiadzie dla tvn24 Alina Sobieszak, redaktorka Araby Magazine, pasjonatka koni arabskich.
Tymczasem na krótkim brifingu prasowym, o który zabiegali dziennikarze, można było usłyszeć, że aukcja nie jest katastrofą, że udało się uchronić przed wyprzedażą koni poniżej wartości, a wśród odpowiedzialnych za klapę są przede wszystkim kupujący i media.
Komentarze po Pride of Poland
Przyznajemy – ryzyko wyprzedaży koni poniżej wartości to faktycznie coś, czego warto uniknąć. Jednak jak pogodzić to ze sprzedażą klaczy Gerda, wystawionej jako lot nr 1, za 36 tysięcy euro? W wypowiedzi dla tvn24 Jerzy Białobok przyznał, że liczył, że ta klacz osiągnie cenę… około 500 tys. euro!
Także sposób prowadzenia licytacji nie potwierdza słów prezesa Pietrzaka. Niemal w przypadku wszystkich koni cena wywoławcza była kilkukrotnie obniżana, zanim udawało się znaleźć chętnych na kolejne postąpienia. Licytacja klaczy Anawera, kupionej w końcu za 110 tys. euro, trwała ponad pół godziny! W wielu przypadkach mieliśmy do czynienia z licytacją po dwa tysiące euro! Prowadzący licytację wyraźnie też nie miał dobrego kontaktu z kupującymi. Czy była to – jak mówią niektóre komentarze po Pride of Poland – wina nowego, elektronicznego systemu licytacji? A może po prostu małego zainteresowania kupujących większością koni? Trudno było oprzeć się wrażeniu, że choć rzeczywiście licytujących było sporo (wadium miało wpłacić 30 kupujących, a dzięki systemowi elektronicznemu dało się zaobserwować, że faktycznie spora część z nich wzięła udział w licytacji), to nie byli oni chętni do oferowania wysokich kwot za prezentowane konie.
W niektórych przypadkach jednak ceny rezerwowe koni mogły być zawyżone – wynika z wypowiedzi Marka Treli dla Dziennika Wschodniego. Były dyrektor stadniny w Janowie Podlaskim powiedział, że w ofercie tegorocznej aukcji były z jednej strony perełki, które nie sprzedały się dobrze, a z drugiej – konie, których jakość nie uzasadniała cen rezerwowych powyżej 20-30 tys. euro.
Na kupujących nie ma wpływu
“Powinniście państwo zapytać kupców, dlaczego nie kupują i chcą nas zmusić do obniżania cen” – powiedział na gorąco po aukcji aktualny prezes stadniny w Janowie Podlaskim, Sławomir Pietrzak. Maciej Grzechnik dodał, że problemy ze sprzedażą koni to “efekt nadpodaży koni arabskich”. Czy to prawda? Rzeczywiście, od czasu zeszłorocznej Pride of Poland pojawiło się kilka nowych aukcji, na których swoje konie oferują m.in. hodowcy z Bliskiego Wschodu.
Faktem jest także, że średnia cena za konia – nieco poniżej 70 tys. euro – nie wypada bardzo źle na tle wcześniej osiąganych wyników. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że rekordowe ceny płacone za niektóre konie w poprzednich latach znacząco zawyżały średnią cenę sprzedanych zwierząt.
Czy jednak prawdą jest, że “nie mamy wpływu na kupujących”? Nie do końca. Profesjonalnie prowadzona promocja koni, między innymi przez udział w pokazach i czempionatach na całym świecie, dobrze przygotowany katalog i filmy promocyjne – wszystko to w poprzednich latach przyczyniało się do sukcesu aukcji.
Trudno obronić też argument, który pojawił się w oficjalnym komentarzu dla prasy – “Profesor Sławomir Pietrzak kierujący Stadniną Koni w Janowie Podlaskim komentując wynik aukcji powiedział, że ważniejsze jest utrzymanie cennego dorobku hodowlanego niż sprzedawanie koni poniżej ich realnej wartości. Dzięki temu materiał genetyczny należący do polskich stadnin pozostanie w rodzimej hodowli”.
“Wstyd!”
Zapadająca szczególnie w pamięć była licytacja jedynego ogiera na aukcji, siwego Albano. Przypomnijmy, że rok temu był on zdobywcą tytułu czempiona Polski ogierów starszych i Best in Show. Jego cena wywoławcza wyniosła… 15 tysięcy euro. Została obniżona do 10 tysięcy, a koń zszedł niesprzedany, gdy cena osiągnęła 12 tysięcy euro. Z widowni słychać było okrzyki “wstyd”. Aukcjoner zresztą szybko zakończył licytację i odesłał ogiera do stajni.
Komentarze po Pride of Poland są bardzo różne, jednak trudno oszukać liczby – a mówią one, że wynik finansowy aukcji był najgorszy od kiedy aukcje prowadzone są w euro. Jaka przyszłość czeka polskie stadniny? Czy polskie araby utracą swoją markę? Prawdę mówiąc, trudno dziś być optymistą.
Anna Mędrzecka