Krytykanctwo, a nawet hejt w jeździectwie i „syndrom miszcza” – spotkałam się z nimi na pierwszych lekcjach w szkółce jeździeckiej i wciąż często się z tym stykam. Chyba w każdej stajni znajdzie się co najmniej jedna osoba, która uważa się za nieomylną i najmądrzejszą. Wszystko i wszystkich krytykuje, poucza i – co gorsza – obgaduje…
Hejt w jeździectwie – dlaczego?!
Pomimo tego, że stosunkowo często widuję takie zachowanie, to nie przestaje mnie ono zadziwiać. Zwłaszcza, że w obecnych czasach dzięki Internetowi zjawisko hejtu tylko narasta. Do napisania tego tekstu skłoniło mnie kilka rzeczy – ale przede wszystkim były to komentarze, które przeczytałam na Facebooku pod filmem z przejazdu konia Casablanca z eliminacji Mistrzostw Polski Młodych Koni. Wśród nich znalazła się opinia, że przejazd był tragiczny i został oceniony dobrze tylko dlatego, że koń był tak oceniany za granicą. Po pierwsze – jest to bardzo niesprawiedliwe w stosunku do zawodnika, który ma doświadczenie startowe w konkursach Grand Prix. Podejrzewam więc, że wie, co robi na końskim grzbiecie.
Nawet świetnie ujeżdżonego konia jest trudno pokazać, jeżeli się ma na niego za małe umiejętności, lub po prostu trudno jest się z nim zgrać (weźmy przykład Totilasa, który pod Edwardem Galem wygrywał wszystko w cuglach, a pod nowym właścicielem, Matthiasem Rathem, już nie pokazywał się tak oszałamiająco). Czepianie się drobnych niedociągnięć i potknięć zawodnika, podczas gdy całość przejazdu jest na dobrym poziomie, to szukanie dziury w całym i czepialstwo.
Po drugie – takie krytykanctwo jest również nie fair w stosunku do sędziów. Sugerowanie, że oceniają oni niezgodnie ze swoim sumieniem i poziomem wiedzy, ale dlatego, że tak ocenili zagraniczni sędziowie, jest niepoważne. Podważa to autorytet naszych oceniających i umniejsza ich w oczach innych. Ja osobiście bardzo się cieszę, że nasi sędziowie ocenili tego konia tak wysoko, bo to oznacza, ze naprawdę był tego wart!
Co ciekawe – zauważyłam, że osoby krytykujące zazwyczaj nie mają dużego doświadczenia jeździeckiego czy startowego. W teorii natomiast „pozjadały wszystkie rozumy”. Proponuję zatem, aby ci jeźdźcy wzięli się do roboty i albo zaczęli startować i pokazywać konie na takim poziomie, albo chociaż zrobili uprawnienia sędziowskie i zajęli się „sprawiedliwym” ocenianiem koni na czworobokach. Jeżeli coś nam się nie podoba, to spróbujmy to jakoś zmienić, a nie tylko narzekajmy.
Zastanawiałam się też, z czego takie krytykanctwo wynika i szczerze mówiąc – nie mam pojęcia. Może jest to cecha narodowa? „Hejt nasz polski, powszedni; jak chleb, jak obiad na stole” – śpiewa Maria Peszek. Chyba jako społeczeństwo jesteśmy przyzwyczajeni do takiego zachowania. Spotkać się z nim można niestety nie tylko w stajniach, ale i w pracy, czy w nawet w szkole i przedszkolu. Już od najmłodszych lat jesteśmy karceni za najmniejsze przewinienie, natomiast gdy coś zrobimy dobrze, to jest to uznawane za oczywistość, za „należyte wypełnienie obowiązku” i nic więcej. Nieważne ile to kosztowało pracy, wysiłku, potu i łez.
Nikt z nas nie jest idealny i każdy powinien się z tym pogodzić. Nie należy podwyższać swojego ego kosztem krytykowania innych i umniejszania ich osiągnięć. Za to powinno się każdego dnia dążyć do tego, by być lepszym. Hejt w jeździectwie często powodowany jest przez zazdrość, a to bardzo destrukcyjne uczucie, którego nie należy pielęgnować.
Tekst: Karolina Piechowska