Często zdarza się właścicielom koni mówić o nich jako o swoich dzieciach, słoneczkach lub miłościach. Gdyby kończyło się na tego rodzaju pieszczotliwych określeniach, to nie byłoby w tym w sumie nic złego. Gorzej, jeśli razem z nimi idzie w parze całkowite uczłowieczanie koni i przypisywanie im nie tylko ludzkich cech, lecz także uczuć i motywacji.
Uczłowieczanie koni – o co chodzi?
Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że takie działanie nie może w żaden znaczący sposób zaszkodzić zwierzęciu. No bo w sumie przecież powoduje to, że bardziej szanujemy jego uczucia i zdolność do posiadania własnego zdania. Nie mówiąc o tym, że stajemy się bardziej otwarci na potrzeby wierzchowca i chcemy dla niego jak najlepiej. Kłopot w tym, że to wszystko wygląda dobrze tylko w teorii. Jak można się domyślać, w wielu przypadkach może skończyć się to katastrofą. I najczęściej tak się dzieje.
Głównym problemem jest tu fakt, że przypisując zwierzęciu ludzkie cechy i przekonania, możemy poważnie mu zaszkodzić i unieszczęśliwić go.
Dzieje się tak zwłaszcza wówczas, kiedy chcemy tak bardzo okazać naszemu koniowi troskę, że zapominamy, że wciąż jest on… po prostu koniem. I jako taki ma określone potrzeby. Kiedy właściciel je ignoruje lub patrzy na nie przez swój pryzmat, to efekty mogą być naprawdę opłakane.
Weźmy na ten przykład sprawę wypuszczania zwierząt na padok zimą. Zdarzają się ludzie, którzy twierdzą, że ich podopieczni nie lubią mrozu i wolą stać w ciepłej stajni. Oczywiście, ci ludzie chcą dla nich jak najlepiej. Niestety zignorowali jednak fakt, że koń potrzebuje przede wszystkim ruchu i przebywania na świeżym powietrzu. Żadna stajnia mu tego nie zastąpi – nawet najbardziej ciepła i najbardziej sucha. Podobnie jest z pozostałymi niesprzyjającymi warunkami pogodowymi.
Problemy wychowawcze
Inną sprawą i dość nieprzyjemnym skutkiem uczłowieczania wierzchowców są związane z tym ogromne problemy wychowawcze. Jeśli właściciel traktuje swojego rumaka jak dziecko, to często nie egzekwuje od niego niczego i pozwala sobie wejść na głowę. Tłumaczy to wtedy tym, że może i ich gniady złamał mu obojczyk, ugryzł i skopał, ale on wie, że mają wyjątkową więź. I za nic nie da się przekonać do zmiany zdania.
Z tych powodów uważam, że uczłowieczanie koni przynosi im więcej szkody niż pożytku. Konie nie będą ludźmi, a ludzie nigdy nie staną się wierzchowcami z powiewającymi grzywą i ogonem. Tym, co możemy zrobić i powinniśmy w naszych relacjach z kopytnymi jest dbanie o nie i kochanie ich. Sęk w tym, by te wszystkie przejawy naszego uczucia miały na uwadze gatunek obdarzane nimi jednostki. W innym wypadku poważnie ryzykujemy, że zamiast ogólnego rozumienia i wspaniałej harmonii otrzymamy sfrustrowanego konia, który ma nas serdecznie dość i w chwilach słabości przeciągnie nas przez pół terenu stajni.
Bo niestety w takich historiach raczej nie ma szczęśliwych zakończeń i działania, które miały przynieść same korzyści potrafią spowodować prawdziwą katastrofę. I nie ma już wtedy miejsca na słodkie słówka i klepanie po szyi.
Tekst: Judyta Ozimkowska