Jesień modyfikuje nie tylko pogodę, lecz także i podłoże, na którym przyszło nam jeździć. O ile nie mamy do dyspozycji hali, to jesteśmy skazani na łaskę i niełaskę podłoża i jego jesiennych humorów. W tym niesprzyjającym czasie możemy rozróżnić różne typy jesiennego podłoża! Opisujemy je z przymrużeniem oka, ale czy w każdym żarcie nie kryje się ziarno prawdy?…
Typy jesiennego podłoża
- Ruchome piaski – występują najczęściej w pierwszej fazie jesieni, kiedy lato jeszcze dogorywa, a nie nadeszły deszcze. No właśnie – nie nadeszły. Zachęcone takim stanem rzeczy podłoże chętnie i intensywnie zasysa wszystko, co się rusza – począwszy od kaloszków po ludzką stopę. To wielka pustynia, przez którą muszą przedzierać się wszyscy, którzy pragną uprawiać jeździectwo. Nie trzeba przy tym dodawać, że także niemiłosiernie się pyli, dusząc kurzem niewinnych jeźdźców i ich konie. Nie wspominając o tonie piachu w butach.
- Błotna plastelina – by powstała, należy do piasku na ujeżdżali dodać trochę opadów. Taka zmiana pogody sprawia, że podłoże niepokojąco się zagęszcza. W fazie początkowej daje to dość pożądane połączenie skutkujące w miarę sprężystym gruntem. Niestety taki stan rzeczy trwa tylko chwilę. Zaraz potem musimy mierzyć się z coraz cięższym piachem, który zaczyna przypominać budyń. Piaszczysty budyń. Dobra wiadomość jest taka, że brodzenie w nim wzmacnia mięśnie nóg, pośladków i ud. Kilka minut dziennie i na lato będziemy mogli pochwalić się prawdziwie wysportowaną sylwetką.
- Mroczne moczary – to już wyższy stopień wtajemniczenia, w którym giną podkowy, uwiązy i ludzka godność. Znane są przypadki, że ludzie utknęli w kaloszach na środku padoku, bo nie mogli się ruszyć z miejsca. Z reguły kończy się to tak, że jedzenie jest im dostarczane aż do późnej wiosny, gdy podłoże trochę przeschnie. W akcie desperacji zrzuca się im paczki żywnościowe przy użyciu dronów.
- Zdradzieckie bagna – z takim podłożem naprawdę nie ma żartów, wystarczy zahaczyć o nie nogą, by już nigdy nie zobaczyć najbliższej rodziny i znajomych. Co jakiś czas z głębin dobiega złowrogie bulgotanie i szumy. Legenda głosi, że to głosy tych, którzy byli na tyle szaleni, by pójść po konia na padok i zaginęli w akcji.
- Morze Padokowe – to podłoże nie bierze jeńców. Jak okiem sięgnąć widać tu tylko wodę, błoto i maleńkie wysepki piasku, na których kulą się biedne konie. W tym stadium transport na padoki odbywa się drogą morską lub powietrzną. Próbować przebyć tę bezbrzeżną przestrzeń to szaleństwo, którego dotąd podjęli się tylko nieliczni. Od tamtej pory słuch o nich zaginął. Jest to najbardziej ulubione podłoże koni, które z radością machają swoim właścicielom, którzy bezradnie wołają je z drugiego końca padoku.
Tekst: Judyta Ozimkowska