Stajenne przeprowadzki nigdy nie są rzeczą przyjemną. Dlatego większość właścicieli koni nie podejmuje takich decyzji zbyt pochopnie. Z kolei szefowie stajni zdają sobie sprawę, że za każdym koniem idą pieniądze, dlatego większość z nich nie chce pozbywać się starych klientów. Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy obie strony nie potrafią się porozumieć. Kiedy zatem jest czas, by odpuścić sobie konflikt z właścicielem stajni, powiedzieć sobie dość i szukać innego miejsca dla nas i naszego podopiecznego?
Konflikt z właścicielem stajni – dlaczego?
Z pewnością jednym z częstszych powodów są nieporozumienia na tle żywieniowym. Jeżeli mimo licznych próśb twoje zalecenia dotyczące dawania dodatkowej paszy lub suplementów nie są respektowane, to nie ma co liczyć, że z czasem będzie lepiej. Czasami zdarzają się sytuacje odwrotne – kiedy właściciele stajni tuczą konie bez wiedzy ich opiekunów. Przez tuczenie nie rozumiem tu bynajmniej dawania dużych ilości siana, a raczej futrowanie zwierzaka tonami owsa. Przyłapani na gorącym uczynku tłumaczą najczęściej, że „on tak biednie wygląda” albo „bo tak patrzył przy karmieniu”. Są też sytuacje skrajne, kiedy konie zwyczajnie nie dostają jedzenia lub dostają je w bardzo okrojonej ilości. Właściciel stajni, w której kiedyś stałam z Karym nie widział problemu w tym, że konie dostają siano raz dziennie, zjadają je w ciągu godziny i przez kolejnych kilkanaście stoją o “suchym pysku”. Dostając w międzyczasie na pusty żołądek owies i inne pasze.
Także jeżeli stajnia nie zapewnia umówionego wcześniej zaplecza treningowego, warto rozważyć wyprowadzkę. Co z tego, że wasz ośrodek posiada trzy place do jazdy, skoro jeden jest twardy jak kamień, na drugim wiecznie stoi woda, a trzeci ma takie dziury, że strach tam nawet stępować? Podobnie rzecz ma się z halą. Kryta ujeżdżalnia nie przyniesie nam żadnego pożytku, jeżeli nie jest regularnie nawadniania i równana.
Inne zdanie o treningu
Jeżeli o hali i jeździe mowa, to także wtrącanie się właściciela w trening naszego konia jest realnym powodem do wyprowadzki. Niektórzy właściciele nie widzą niestety różnicy między rozmową o sposobie jazdy, a narzucaniem swojego zdania w tej kwestii. Nie chodzi tu oczywiście o sytuacje, kiedy postępowanie pensjonariusza ewidentnie szkodzi koniowi. Znacznie częściej nieporozumienia dotyczą takich niuansów jak sposób dawania pomocy lub styl lonżowania danego wierzchowca. Pół biedy, jeśli właściciel stajni potrafi powiedzieć o swoich wątpliwościach wprost. Znacznie częściej pensjonariusz dowiaduje się o swoich rzekomo krzywdzących konia działaniach od osób trzecich. Warto tutaj zwrócić uwagę, że troska o koński dobrostan bywa wybiórcza i – jeżeli ma się pecha – bywa zależna od humorów szefostwa stajni. Jeżeli mimo naszej asertywnej postawy wciąż musimy zmagać się z kąśliwymi uwagami i komentarzami, to zamiast tracić zdrowie lepiej jest spakować sprzęt.
Kiedy sobie odpuścić
Prawda jest taka, że powodów do zmiany stajni jest milion i mogłabym wymieniać kolejne i kolejne. Jednak tak naprawdę najważniejszym jest nasze w niej samopoczucie. Jeżeli z jakichś przyczyn przyjeżdżanie do naszego konia przestało sprawiać nam radość lub myśl o stajni powoduje skurcz żołądka, to znak, by zacząć myśleć o wyprowadzce. Jeżeli nasze prośby pozostają bez echa i ciągle mamy wrażenie, że uderzamy głową w mur, naprawdę lepiej jest się rozstać. I ważna sprawa – nie dajcie sobie wmówić, że brak szacunku dla pensjonariuszy to norma. Taka sama jak kiepska opieka i brak dbania o infrastrukturę. Zbyt często widzę sytuację, w których to właściciel konia nie jest traktowany jak klient, ale jak uciążliwy petent. W końcu wszyscy płacimy ciężkie pieniądze za te nasze konie i z tego powodu głupio jest musieć upominać się o podstawowe usługi. Jestem zwolenniczką dialogu, jednak jeżeli idzie on jak po grudzie, to dobrze jest wiedzieć, kiedy ze stajni wyjść. Niepokonanym.
Tekst: Judyta Ozimkowska