Złapanie konia na padoku potrafi być najtrudniejszą częścią wizyty w stajni. Wie to każdy, kto spędził pół dnia, starając się złapać wierzchowca, który z uporem maniaka odmawiał przyjścia. By poradzić sobie z tego typu uciekinierami warto pamiętać o kilku sprawdzonych działaniach.
Złapanie konia na padoku…
Po pierwsze – kluczową sprawą jest spokój. Jeżeli wiemy, że nasz koń ma problem z przychodzeniem do nas na padoku, to nie wpadajmy po niego dziesięć minut przed treningiem. Takie działanie pod presją czasu zwiększy tylko nasze zdenerwowanie i z pewnością nie skłoni konia do szybkiego podejścia. Wręcz przeciwnie – przekona go, że raczej nie ma czego szukać u swojego podminowanego opiekuna. Zamiast tego zjawmy się w stajni odpowiednio wcześniej, by na spokojnie przeprowadzić cały proces.
Dobrze jest także przychodzić do konia na padok nie tylko wtedy, kiedy chcemy zabrać go do pracy. Dzięki temu unikniemy sytuacji, w której będzie kojarzył nasze przybycie jedynie z jazdą. Wystarczy spojrzeć na wyraz pyska konia, kiedy przyjdziemy po niego na padok tylko po to, by dać mu jabłko. Jego zaskoczona mina będzie bezcenna. Jeżeli mamy czas, możemy posiedzieć z koniem na padoku, zupełnie niczego od niego nie chcąc. Ważne tylko, by znaleźć bezpieczne miejsce, w którym nie grożą nam końskie kopyta.
Jak podchodzić?
Jeśli o smakołykach mowa, to warto mieć je sobą podczas wycieczek na padoku. Działają najlepiej u końskich łakomczuchów, którzy dla soczystej marchewki są w stanie zrobić wiele, nawet dać się złapać. Jednak nie samym jedzeniem koń żyje. Przede wszystkim liczy się podeście. Kiedy będziemy zbliżać się do zwierzęcia na padoku, nie skradajmy się i nie chowajmy za plecami kantara z uwiązem. To naprawdę inteligentne zwierzęta, które przeżycie zawdzięczają obserwacji i umiejętności odczytywania intencji drugiej strony. One naprawdę nas widzą i naprawdę wiedzą, o co nam chodzi.
Kiedy zbliżamy się do konia, nie idźmy wprost na niego. Zbliżajmy się ku niemu po łuku i unikając kontaktu wzrokowego. Ważne, by nasze ruchy były spokojne i naturalne. Jeżeli nasz koń zacznie się odsuwać lub odkłusowywać, nie gońmy za nim. Zirytowane zwierzę może próbować odpędzić się od nas kopniakami. Poczekajmy aż przystanie, cofnijmy się kilka kroków, odczekajmy chwilę i zacznijmy znowu do niego podchodzić. W trakcie podchodzenia możemy także skierować się w stronę innego konia, udając, że to właśnie o niego nam chodzi. Postójmy chwilę przy naszym rzekomym celu i wtedy skierujmy się w stronę naszego własnego zwierzęcia. Kiedy uda nam się dojść do konia, nie łapmy go od razu za pysk i nie próbujmy zakładać kantara. Postójmy chwilę, pogłaszczmy go i dajmy mu coś smacznego. Kluczowy jest tutaj spokój.
Na niektóre konie działa także… odgonienie ich. Jeśli koń od nas ucieka, popędźmy go jeszcze bardziej. Jeśli się zatrzyma, przestańmy go poganiać i dajmy mu chwilę na przemyślenie sprawy. Po tym czasie spróbujmy podejść do niego ponownie. Jeśli znowu zacznie uciekać – powtórzmy wszystko od początku. Oczywiście to metoda do stosowania nie przy każdym osobniku, a dodatkowo na odpowiednim podłożu i ograniczonej przestrzeni. Na kilku hektarach łąki sprawdzi się raczej średnio.
Tekst: Judyta Ozimkowska