Wiadomo, że początki jeździeckiej kariery młodych jeźdźców wymagają obecności rodziców. A ci bywają naprawdę różni. Jak zachowują się rodzice adeptów jeździectwa? Oto kilka najpopularniejszych typów.
Rodzice adeptów jeździectwa
- Coach – taki rodzic stara się wspierać dziecko na każdym kroku, chociaż czasami bywa nieco zbyt zaangażowany. W czasie jazdy wykrzykuje zza ogrodzenia motywacyjne hasła typu „możesz wszystko”, „wszystko jest w twojej głowie”, „pokaż mu, kto jest leaderem”. Mimo jego najszczerszych chęci jego latorośl wygląda czasami, jakby nie była specjalnie zachwycona aż taką dawką motywacji. Widać nie wyszła dostatecznie ze swojej strefy komfortu.
- Nieobecny – taki rodzic dokonuje zrzutu dziecka w okolicach stajni i pojawia się dopiero wtedy, kiedy zbliża się koniec jazdy. Rzadko kiedy zostaje na treningu lub wędruje po stajni. Jego kontakt z jeździectwem ogranicza się jedynie do bycia szoferem i głównym płatnikiem. Najczęściej nie wynika to z jego złej woli, a raczej ogromnej ilości pracy.
- Histeryk – drży nad każdym krokiem, który w stajni wykonuje jego dziecko. Kiedy siodła ono konia, taki rodzic wstrzymuje oddech i stara się opanować drżenie rąk. Podobnie rzecz ma się przy zakładaniu ochraniaczy, czyszczeniu kopyt lub w ogóle zbliżania się do konia. O ile jeszcze zachowanie opiekuna na ziemi nie odstaje od normy, to gdy dziecko wsiada na konia sytuacja ulega znacznemu pogorszeniu. Wtedy taki rodzic zaczyna prawie gryźć z nerwów ogrodzenie. Zdarzają się także przypadki omdleń i podwójnego widzenia. Zwłaszcza wtedy, gdy latorośl spadnie z konia.
- Trener – taka osoba zawsze wie lepiej i nie omieszka o tym powiedzieć wszystkim dookoła. Zwłaszcza osobie prowadzącej jazdę. Wystarczy, że powie „a nie sądzi pan/pani, że…” i już wiadomo, że należy przygotować się na kilkunastominutową przemowę. Poza tym uwielbia oznajmiać, że on zrobiłby coś inaczej, lepiej, szybciej. W swoim mniemaniu jest najwyższej klasy ekspertem i nie pozwoli nikomu odebrać sobie tytułu.
- Mruk – nie odzywa się do nikogo, nawet do własnego dziecka. Siedzi obrażony w kącie ujeżdżalni i obserwuje wszystko spode łba. W sumie nie do końca wiadomo, po co w takim razie się tak męczy, ale trochę strach go o to pytać. Z resztą i tak by pewnie nie odpowiedział.
- Entuzjasta – wszystko go zachwyca i jest ogromnym miłośnikiem koni. Z jego twarzy w ogóle nie schodzi uśmiech, którym opromienia wszystko dookoła. Przy okazji zasypuje lawiną pytań każdego, kto pojawi się w zasięgu jego wzroku. Musi wiedzieć co to, po co i jak się tego używa. Może być to trochę męczące, ale jego entuzjazm sprawia, że i tak wszyscy wszystko mu wybaczają.
Tekst: Judyta Ozimkowska