Wydatki, dowozy, stajenne aromaty i wszechobecna końska sierść. Życie rodziców koniarza do najłatwiejszych nie należy – ale czego nie robi się dla najmłodszych?
Życie rodziców koniarza
Choć miłośnikiem jeździectwa zostaje często – przynajmniej na początku – tylko jeden z członków rodziny, to z reguły wkrótce okazuje się, że sprawa dotyczy w jakimś stopniu wszystkich najbliższych. Szczególnie szybko przekonują się o tym dorośli, których pociechy zakochały się w jeździeckim świecie bez pamięci. Z czym muszą oni zmagać się na co dzień? Oto tylko nieliczne z wyzwań, które przed nimi stają!
- Spore wydatki – jazda konna, szczególnie na nieco bardziej zaawansowanym poziomie, niesie często za sobą niemałe koszty. Odpowiedni ubiór, sprzęt i treningi mogą znacznie uszczuplić zawartość portfela. Radzimy jednak nie poddawać się już na starcie. Na początek wystarczą wygodne spodnie bez obcierających szwów, buty za kostkę i karnet na lonżę. Z czasem, jeśli wasze dzieci wykażą się wystarczającą sumiennością, może uda im się załapać na tak zwane wachty stajenne (jazdy za pracę przy koniach). A co później? Nie będziemy owijać w bawełnę – prawdziwa „jazda bez trzymanki” zacznie się, gdy członkiem waszej rodziny zostanie półtonowy „pupilek” na czterech kopytach.
- Dowozy do stajni – to, czy zaistnieje potrzeba osobistego odtransportowania pociechy do szkółki, zależy oczywiście od wielu czynników. Starsze dzieci często mogą bez przeszkód skorzystać z komunikacji miejskiej. Kłopot może pojawić się jednak, jeśli ośrodek jeździecki usytuowany jest wyjątkowo daleko od miejsca zamieszkania lub gdy wspomniana wcześniej komunikacja występuje w danym miejscu w formie, delikatnie mówiąc, szczątkowej. Zdarzają się co prawda wśród nastolatków wyjątkowo zdeterminowane jednostki – samodzielnie docierające do stajni nawet kilka godzin przed jazdą czy odjeżdżające sporo czasu po jej zakończeniu. W końcu przy koniach zawsze znajdzie się coś do roboty. Jeśli jednak zapragniesz oszczędzić swojej latorośli takiej wyprawy, zawsze możesz poobserwować czynione przez nią postępy albo – jeśli opcja pierwsza jest nie na twoje nerwy – wybrać się na spacer.
- Końskie aromaty – dla nie-koniarzy bywają podobno uciążliwe. Szczególnie, jeśli koniarz przyjdzie do domu prosto z jazdy lub porzuci stertę „stajennych” ciuchów w małym, zamkniętym, niewietrzonym pomieszczeniu lub korytarzu… Albo gdziekolwiek w mieszkaniu.
- Sierść i błoto – końskie włosie ma to do siebie, że skutecznie oblepia odzież niemal każdego typu. Z początku możecie namawiać pociechę, by przebierała się przed wejściem do waszego czyściutkiego samochodu, ale – znając życie – w codziennym pośpiechu szybko z tego zrezygnujecie. A te grudy piasku na wycieraczce? No cóż, z niektórymi niedogodnościami trzeba się będzie zwyczajnie pogodzić.
Tekst: Dominika Cirocka – psycholog (PsychologiaPrzygody.pl)