Wiele osób pyta mnie, dlaczego podczas zawodów czy sesji robię tyle zdjęć, a potem wybieram z nich znacznie mniejszą ilość. Dziś Wam to wytłumaczę z perspektywy fotorelacji z jeździeckich rywalizacji i jak wygląda u mnie selekcja zdjęć z zawodów.
Selekcja zdjęć z zawodów
Wszyscy dobrze wiemy, że fotografia to ułamek sekundy, wycinek rzeczywistości, zamrożony na zdjęciu. A że nie żyjemy w idealnym świecie, ciężko jest oczekiwać, żeby przez każdą krótką chwilę uchwyconą przez fotografa wszystko było idealne. Opiszę Wam pokrótce, co sprawia, że odrzucam stosunkowo sporą liczbę kadrów.
Pierwsze, na co zwracam uwagę, to faza ruchu konia. Po dłuższej przerwie mam trochę mniej wyczucia i często zdarza mi się coś „przestrzelić”, dlatego poszukiwanie tego odpowiedniego zdjęcia trwa trochę dłużej. Później patrzę na to, czy koń w tym ruchu wygląda poprawnie. Bo przecież zdarza się, że przy ładnym ułożeniu nóg mamy do czynienia z tzw. „lamą”. I zdecydowanie lepiej, żeby przy tym wszystkim zwierzę wyglądało na skupione i słuchające.
Gdy już mam poprawnie uchwyconego zwierzaka, patrzę, co na górze wyprawia jeździec. 😉 Ważne więc, by siedział prawidłowo, w równowadze, dobrym ułożeniu ciała i lekkości. Rzucam okiem na ułożenie ręki lub czy pięta nie zadarła się zbyt wysoko, a łydka nie jest przesadnie cofnięta. Gdy już ktoś w miarę poprawnie jedzie, dobrze by było, gdyby przy tym wszystkim jeszcze nieźle wyglądał. A uwierzcie mi, że to wcale nie tak często idzie ze sobą w parze. Nawet najlepszym jeźdźcom zdarzają się chwile, gdy mają wysunięty w skupieniu język, a ich skoncentrowana mina wygląda tak, jakby mieli kogoś za chwilę konkretnie poturbować. I o ile każdemu z nas zdarza się wygrażać w myślach konikowi, czego to się z nim nie zrobi, to jednak lepiej, żeby takie kadry nie szły w eter.
Jeżeli mamy na jednym zdjęciu konia i zawodnika jadących w harmonii, to jest już jakiś sukces. Wypadałoby ich jeszcze umieścić w tej specyficznej czasoprzestrzeni, jaką są zawody. Wybieram więc takie zdjęcia, na których znajdują się oni w dobrej części kadru, a światło ładnie się rozkłada. Zwracam (coraz większą) uwagę na loga sponsorów, ważne, żeby były w całości (ucięta litera nierzadko zupełnie dyskwalifikuje dane zdjęcie). Czasem w tle mogę mieć też ciekawą reakcję publiczności, która dopełnia kadr.
Bywają wyjątki
Oczywiście, od tych wszystkich aspektów zdarzają się wyjątki i to nierzadko. Mogę zrobić zdjęcia samego konia albo takie, żeby nie było na nich widać jeźdźca. W przypadku wyjątkowo udanej mimiki osoby można zdjęcie skadrować tak, że nawet nie wiadomo, na czym jeździec siedzi. Czasem bywa też, że to, co dzieje się wśród publiczności, jest ciekawsze od startującej właśnie pary.
W miarę upływu czasu przekonuję się sama po sobie, że bardzo chętnie ogląda się też zdjęcia backstage’owe. Bo przecież wszyscy widzimy, co się dzieje na głównej arenie, ale nie każdy ma za to możliwość zajrzeć za kulisy przejazdów i podglądać przygotowujących się zawodników.
Dlatego moje zdjęcia przechodzą przez tak dużą selekcję i nagle okazuje się, że z 3 tysięcy fotografii przywiezionych po zawodach, światło Facebooka ogląda może 200 z nich, a trochę więcej idzie dalej… 🙂
Tekst: Katarzyna Lichnowska