Są rzeczy, które mają dość krótki żywot. Co najczęściej ginie w stajni? Sprawdź, czy nasza lista zgadza się z twoimi doświadczeniami!
Co najczęściej ginie w stajni?
Nie chodzi tutaj bynajmniej o wytrzymałość tych rzeczy, a o czas, przez jaki będziemy mogli się nimi nacieszyć. Niestety, z dość tajemniczych powodów nigdy nie trwa on długo.
- Kopystka – absolutny numer jeden. Wystarczy zostawić ją na widoku, by po kwadransie przepadła na wieki wieków. Nie wiadomo, co kopystki mają w sobie, że są aż tak pożądanym towarem. Może to ta urocza szczoteczka na końcu, a może ten wygodny i obły kształt sprawiają, że znika ona jak kamfora. Może być też tak, że kopystki mają ucieczki po prostu we krwi. Jak bowiem wytłumaczyć sytuację, kiedy wsadzamy ją do skrzynki na szczotki, by na drugi dzień przekonać się zniknęła.
- Gumki do grzywy – możesz przygotować sobie cały woreczek wypełniony kolorowymi gumeczkami, a i tak po tygodniu nie spotkasz już żadnej z nich. W sumie nie wiadomo, co się z nimi dzieje po drodze. Ich liczba drastycznie spada nawet podczas zaplatania grzywy. Przed przystąpieniem do czesania przygotowujesz sobie mały kopczyk. Na końcu okazuje się jednak, że zanim chwycisz pierwsze pasmo grzywy już nie masz jej czym związać. Czary.
- Baty – od ujeżdżeniowych przez skokowe palcaty aż po takie do lonżowania. Za każdym razem ostatnimi słowami, które towarzyszą ich tajemniczemu zaginięciu są „pożyczam tylko na chwilkę”. Niestety w najlepszym wypadku taka chwilka rozciągnie się do kilku dni, w najgorszym – w tysiąclecia. Niestety nie ma na to rady. No bo jak odmówić znajomemu w potrzebie? W tym wypadku trzeba wybierać miedzy asertywnością i kompletnym ekwipunkiem, a jakimikolwiek znajomościami w stajni.
- Rękawiczki – kolejny element wyposażenia jeźdźca, który lubi przepadać bez wieści. Paradoksalnie mniej boli, kiedy zaginą obie rękawiczki, wtedy zawsze możemy łudzić się, że czekają gdzieś na nas całe i zdrowe, a my zwyczajnie zapomnieliśmy, gdzie je odłożyliśmy. Niestety najczęściej jest tak, że znajdujemy gdzieś jedną rękawiczkę, by nigdy nie ujrzeć już jej towarzyszki. Ta, która się ostała, często leży tygodniami w skrzynce, przypominając ciągle o poniesionej stracie i swojej całkowitej nieprzydatności. Smutek w czystej postaci.
- Płyn na owady – nawet wtedy, gdy zamykamy butelkę z preparatem w szafie pancernej, to wciąż ubywa go szybciej, niż zezwalałyby na to prawa fizyki. Do dziś niezbadaną pozostaje zagadka, jak po dwóch psiknięciach możne wyparować połowa zawartości litrowej butelki z atomizerem. To jedno z tych zagadnień, które prawdopodobnie nigdy nie zostanie do końca wyjaśnione. A nam pozostanie wydawać pól pensji na preparaty, których nie zdążymy użyć.
Tekst: Judyta Ozimkowska