Gdzie stajnia i konie, tam zazwyczaj ludzie. I jak to w życiu bywa – zdarzają się naprawdę różni. Wśród nich możemy naleźć zarówno dusze towarzystwa, jak i tych, którzy wolą trzymać się na uboczu. Ale czy w stajni trzeba się integrować? Większego problemu nie ma, kiedy te dwie frakcje nie wchodzą sobie w drogę. Gorzej, kiedy ekstrawertycy bardzo chcą się bratać z introwertykami. Nie do końca rozumiejąc dystans tych pierwszych.
Czy w stajni trzeba się integrować?
Pewnie ich znacie – przyjaciele wszystkich, których w każdym miejscu jest pełno. Ciągle chcą wiedzieć, co u was słychać, co słychać u waszego konia i co robicie. Nie ma dnia, by nie zaatakowali was długą opowieścią ze swojego życia (którą słyszeliście już jakieś 300 razy). Nawet poza stajnią nie jesteście bezpiecznie – od czego w końcu są portale społecznościowe i telefony? Lubią wiedzieć, kiedy będziecie w stajni, byście razem mogli pojeździć na placu lub wspólnie czyścić konie. Brzmi męcząco, prawda?
Niestety, w każdej stajni zdarzają się takie osoby. Nie robią tego ze złej woli lub złośliwości – po prostu lubią interakcje z ludźmi, nawet jeśli ich rozmówcy nie do końca tego potrzebują. Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy takie działania zaczynają nas męczyć i myślimy, co z nimi zrobić. Przecież z tego powodu nie przeniesiemy konia do innej stajni?
Swego czasu spotkałam na swojej drodze dwie tego typu jednostki i przyznam, że wysysały one ze mnie sporo energii. Nie chodzi o to, że nie lubię ludzie – lubię bardzo, tylko w określonych dawkach. A te zdecydowanie były za duże. Czasami nie słyszałam własnych myśli, bo te ciągle były zagadywane przez moich towarzyszy. Co zatem zrobiłam?
Na początku po prostu starałam się ich unikać, ale to nie była dobra strategia. Ostatecznie przyjeżdżałam do stajni w poszukiwaniu relaksu, a chowanie się przed kimkolwiek znacząco to utrudniało. Nie pozostało mi nic innego, jak powiedzieć wprost, że jednak jestem trochę zmęczona taką dawką atencji i potrzebuję chwili spokoju. Spotkało się to z niezrozumieniem i skończyło śmiertelną obrazą, ale uzyskałam to, co chciałam –słodką ciszę.
Czy zatem warto integrować się w stajni? Jasne! Ale na swoich warunkach. Warto wiedzieć, z kim stoicie w jednym budynku, chociażby po to, by w razie czego mieć kogo poprosić o pomoc. Wigilie stajenne lub ogniska też są naprawdę fajną sprawą, jeśli w stajni panuje dobra atmosfera.
Z drugiej strony nie oznacza to jednak, że trzeba dawać wchodzić sobie na głowę. Nie musicie wysłuchiwać cudzych opowieści i plotek tylko po to, by być lubianym i mieć złudne poczucie przynależności do grupy. Trudniej jest zapewne, kiedy nie ma się własnego konia i trzeba jakoś funkcjonować w grupie rekreacyjnej.
Gdy ma się własnego konia, to jest łatwiej. Można wchodzić i wychodzić, nie przejmując się tym, co inni o nas pomyślą. Inna sprawa, że moje najdłuższe i najtrwalsze przyjaźnie wzięły się właśnie ze stajni i “z koni”. Dlatego warto poznawać nowych ludzi, ale utrzymywać kontakty tylko z tymi, z którymi chcecie.
Tekst: Judyta Ozimkowska