Urazy w treningu
Najczęściej słyszymy „uraz powstał na treningu”. Wielu jeźdźców jeździ na swoim koniu, 5-6 razy w tygodniu, 2 razy w tygodniu skacze. Często trening nie jest efektem przemyślanego planu, jeźdźcy po prostu jeżdżą regularnie, częściej lub rzadziej startują na zawodach i nazywają to treningiem. Zdarza mi się spotkać z opinią, że koń będący „w treningu skokowym” może w którymś momencie się zerwać. To nie do końca prawda.
W treningu powinniśmy stopniowo zwiększać wymagania stawiane organizmowi, aby osiągnąć pożądany efekt w postaci poprawiania wyników i np. rozwoju masy mięśniowej.
Przypuśćmy, że mamy 3 letniego, lepiej 4 letniego konia, który jeszcze rośnie ale jest na tyle rozwinięty psycho-fizycznie, że możemy rozpocząć z nim pracę.
Od czego zaczniemy?
Musimy ustalić relację z ziemi – kto jest szefem, kto kogo słucha, wyznaczyć granice tej dalszej współpracy. Nie chodzi tu o to, żeby potem wszyscy jeździli na sznurkach i używali klikera. Ten etap jest jednak absolutnie niezbędny. Pomijając komfort psychiczny konia i fakt, że będzie z większym entuzjazmem wykonywał nasze zadania i praca będzie mu sprawiała radość, a przynajmniej będzie ją akceptował; jest większa szansa, że unikniemy buntów i „walki”, która może zaowocować przeciążeniami i doprowadzić w konsekwencji do urazów (tak fizycznych jak i psychicznych) u konia jak i jeźdźca.
Następnie zgodnie z definicją treningu- możemy wziąć się za kształtowanie cech motorycznych– czyli równowagi, rytmu itd. Itd. Oczywiście kształtowanie tych cech się przenika i nie można powiedzieć, że dziś pracujemy tylko nad tym, a jutro nad tym. W między czasie , jako naturalna konsekwencja pracy, stopniowo, zwiększa się masa mięśniowa.