Konie są nazywane zwierzętami uciekającymi nie bez powodu. W końcu kto z nas nie musiał ewakuować się kiedyś z grzbietu przestraszonego rumaka…? Jeżeli jeszcze nie wiecie, jak płoszą się konie, oto siedem końskich sposobów na spłoszenie się w każdych warunkach.
Jak płoszą się konie?
- Na petardę – taki koń wyskakuje w górę ze wszystkich czterech nóg i puszcza parę z uszu. Dałbyś wiarę, że towarzyszą temu iskry i nienaturalnie wysokie dźwięki. Czasami dochodzi także syczenie i dziwny zapach. W tym wypadku reakcja jest odwrotnie proporcjonalna do wielkości zagrażającego życiu obiektu. A i lont bywa dość krótki.
- Na posąg – to nie tyle płoszenie, co końska reakcja na stres. Taki zdenerwowany delikwent zamiera na długie minuty. Można wtedy próbować ruszyć go koparką lub dźwigiem. Wszystko to na nic. Ten typ nie ruszy się z miejsca tak długo, aż nie uzna, że jego życiu nic nie zagraża. A zazwyczaj dojście do takiego wniosku trochę u niego trwa.
- Na traktor – wibracje wytwarzane przez nozdrza tego konia są w stanie poruszyć ziemię. Co wrażliwsi są w stanie wyłapać je z odległości kilkuset metrów. Stopień rozwarcia chrap bywa naprawdę imponujący. Są świadkowie, którzy utrzymują, że zaglądając w rozdęte chrapy byli w stanie ujrzeć głębię osobowości ich podopiecznego.
- Na cofkę – taki koń ucieka, tylko do tyłu. Strategię tę doprowadził do takiej perfekcji, że cofa się właściwie szybciej niż idzie do przodu. Nie pomagają tu prośby i groźby. Gdy ten koń wrzuci wsteczny żadna siła nie jest w stanie mu przeszkodzić. Oczywiście, takie zamiłowanie do cofania w sytuacjach skrajnych absolutnie nie ma przełożenia na sytuacje na ujeżdżalni. Nic a nic.
- Na tarana – jeśli coś go przestraszy, to nie widzi żadnych przeszkód. Dosłownie. Bierze wtedy na klatę wszystkie obiekty stałe lub ruchome i zupełnie nie patrzy, gdzie biegnie. Miały o tym okazję przekonać się już okoliczne płoty i stopy innych jeźdźców. To zdecydowanie jeden z najmniej bezpiecznych płochliwców.
- Na nieśmiałka – w chwilach grozy uwielbia chować się za plecy swojego właściciela. Dysproporcje między bronionym a broniącym w ogóle mu w tym momencie nie przeszkadzają. W końcu nie liczyć się wielkość mięśni, a hart ducha. A tego ostatniego zdecydowanie nasz koń nie ma w nadmiarze.
- Na psa tropiącego – głowa w dół i napięte jak struna ciało. W chwilach próby ten rumak przypomina bardziej wyżła niż konia. Brakuje tylko wyszczerzonych zębów i odgłosów warczenia. Ten typ zazwyczaj nie potrafi się zdecydować, czy atakować czy uciekać. Zazwyczaj kończy się to tak, że jego reakcja zaskakuje jego samego.
Tekst: Judyta Ozimkowska