Turyści goszczący w polskich Tatrach wciąż masowo wybierają przejażdżkę zamiast wycieczki pieszej. Nagrane ostatnio kolejki do wozów pod Morskim Okiem mogą jednak dać do myślenia…
Kolejki do wozów pod Morskim Okiem
Kontrowersyjny temat koni pracujących na jednej z najpopularniejszych górskich tras w polskich Tatrach nie cichnie. Wręcz przeciwnie – co roku latem powraca ze zdwojoną siłą, ponieważ to właśnie wtedy Zakopane i polskie Tatry przeżywają istny najazd turystów. W tym sezonie zainteresowanie wypoczynkiem w okolicy najwyższych polskich gór jest wyjątkowo duże, a znane ścieżki i szlaki wręcz toną w tłumie gości.
Jedną z najczęściej wybieranych i najbardziej obleganych tras wciąż pozostaje droga do Morskiego Oka. Szlak wiodący od Palenicy Białczańskiej (990 m n.p.m) do Schroniska PTTK Morskie Oko (1395 m n.p.m.) liczy sobie około 8 kilometrów i przez wielu nazywany jest “słynną asfaltówką”, ponieważ droga, po której poruszają się tam turyści od początku do końca jest szeroka, gładka i asfaltowa. Według przewodników trasę tę można spacerem spokojnie pokonać w około 2-2,5 godziny.
Niestety, jak się okazuje, prawdopodobnie najłatwiejsza tatrzańska ścieżka to nadal za duże wyzwanie dla wielu turystów, którzy górski spacer zastępują przejazdem góralską bryczką. Przejażdżka trwa od Palenicy do Włosienicy, a stamtąd do samego Morskiego Oka pozostaje już niecałe 20 minut drogi. Co ciekawe, rozwiązanie takie (zresztą wcale nie tanie, bo za kurs zapłaci się około 50 zł/osoby) wybierają nie tylko osoby starsze, chore czy też podróżujące z małymi dziećmi, lecz także masowo te w sile zdrowia i wieku.
Niekończące się kolejki do wozów pod Morskim Okiem można zobaczyć na przykład na nagraniu, które ostatnio opublikowane zostało na fanpage’u “Kampania przeciwko transportowi i ubojowi koni” i od razu wzbudziło spore kontrowersje – nie tylko w środowisku koniarzy. “Temperatura sięgnęła w tym dniu 32 stopni Celsjusza. Z dołu na górę wyjechało około 160 wozów” – taki komentarz towarzyszy opublikowanemu filmowi.
Jak widać, prowadzone od lat kampanie przeciwko dokładaniu koniom pod Morskim Okiem ciężkiej pracy wciąż nie uzyskały w społeczeństwie oddźwięku na dużą skalę.Wedle danych przedstawionych przez Fundację “Viva” od stycznia 2012 do czerwca 2013 padł co piąty koń ciągnący wóz na tej trasie, a wiele koni już po kilku miesiącach nie jest w stanie dalej wozić turystów. Zagadnienie to pozostaje tematem dyskusyjnym – obrońcy praw zwierząt biją na alarm i nawołują do podpisywania petycji, zaś sami woźnicy zarzekają się, że konie pracują wedle ustalonych norm.
Czy istnieje więc sposób na znalezienie złotego środka lub przynajmniej chwilowe rozwiązanie problemu? Wydawałoby się, że konie byłyby znacząco odciążone, gdyby z przejażdżek korzystały tylko osoby, które faktycznie tego potrzebują, a te, które dobrowolnie wybierają się w góry i nie mają problemów ze zdrowiem, pokonywały łatwy, asfaltowy odcinek na własnych nogach. Oczywiście, oznaczałoby to jednocześnie mniejszy przychód dla woźniców, co także wiąże się z przyszłością koni pracujących pod Morskim Okiem.
Póki co nie zanosi się jednak na to, by rzesze wygodnickich turystów zrezygnowały z przejażdżek góralskimi wozami i zdecydowały się na bardziej świadome podróżowanie po Tatrach. Świadczy o tym między innymi fakt, iż wiele osób pomimo apelów ze środowiska górskiego wciąż wybiera się na szlaki w nieodpowiednim stroju i obuwiu. Słynni “klapkowicze” to wierzchołek góry. I chociaż czasem o dziwo jakieś tatrzańskiej, to nadal przede wszystkim tej przysłowiowej – “góry lodowej”…
MP