- Jaka koncentracja? – no właśnie, istnieje w ogóle takie słowo? Dla twojego konia ewidentnie nie! Ty też zaczynasz już o nim powoli zapominać, bo wasze jazdy z opanowanych treningów zamieniły się w podskakiwanie jak na szpileczkach, smętne rżenie za przyjacielem i wyglądanie przez wszelkie drzwi lub okna na hali w poszukiwaniu najlepszego kumpla. Czasem masz wrażenie, że po prostu siedzisz na tykającej bombie!
- Razem zawsze najlepiej – Oczywiście, złe jazdy i wręcz niemożliwe treningi odchodzą w zapomnienie, kiedy kumpel przebywa na ujeżdżalni. Z nim wszystko jest w najlepszym porządku. Możecie wspólnie wybrać się w teren z największą ilością strasznych krzaków, pochłaniających konie kałuży i ptaszków-potencjalnych-morderców. Nawet podróżowanie przyczepą na zawody przestało być takie straszne. Jedyny problem w tym całym “duecie” jest taki, że nigdy nie wiesz, czy ty polubisz właściciela drugiego konia… 😉
- A na koniec… HAPPY END – udało ci się przeżyć samotną jazdę? Gratulujemy! Teraz czeka cię jeszcze tylko podziwianie jednego z najsłodszych happy endów w historii. Serio – komedie romantyczne możesz sobie na jakiś czas odpuścić, bo ten szaleńczy bieg przez cały padok, rozwiana grzywa i radosne powitanie z końskim “best friend” wyrabiają normę co najmniej na najblisze pół roku. A na koniec małe pocieszenie – niektórzy mówią, że czas fascynacji nowym przyjacielem z czasem mija… Podobno. 😉
Tekst: Magdalena Pertkiewicz