Koniarze to dość specyficzna grupa, która ma skłonność do hermetycznego języka. Dlatego jeżeli właśnie jesteśmy w autobusie jadącym do stajni, to niektórych określeń lepiej unikać. Poniżej kilka z nich, które koniarze w miejscach publicznych czasem mówią, a potem tego żałują… 😉
Koniarze w miejscach publicznych czasem mówią…
- Gryzie mnie i kopie, ale i tak go kocham – tego typu wyznania bez znajomości kontekstu mogą wywołać niemałą sensację wśród słuchaczy. Niektórzy mogą nawet pokusić się o próby udzielenia profesjonalnej pomocy. Zwłaszcza, jeżeli przy tego typu deklaracji zaczniesz pokazywać dowody końskiej niesubordynacji, takie jak siniaki i ślady po ugryzieniach. W końcu nikt nie musi wiedzieć, że mowa o niesfornym i dość marnie wychowanym wałachu.
- Pokaż mu bat, a od razu będzie grzeczniejszy – tego typu metody wychowawcze mogą nie znaleźć uznania nawet wśród innych jeźdźców, a co dopiero wśród nieobytych z końmi słuchaczami. Tego typu porady lepiej zachować dla stajennych murów. W innym wypadku ryzykujemy, że ktoś postanowi nasłać na nas odpowiednie służby. I w sumie nie ma się czemu dziwić.
- Godzinami mogę patrzeć na jej zad – takie wyznania mogą zabrzmieć nieco dziwnie w uszach kogoś, kto będzie słuchał naszej rozmowy na przykład w komunikacji miejskiej. A przecież to stwierdzenie jest niczym więcej, jak pochwałą dla odpowiednich metod treningowych i ich zadziwiających skutków. Niestety ,nie każdy zdoła pojąć piękno stojące za tego typu deklaracją.
- Zawsze po kąpieli idzie wytarzać się w błocie – o ile dla właścicieli koni to raczej normalne, to inni mogą kwestionować poczytalność istoty, o której mowa. Niestety ,dla większości ludzi kąpiele błotne to wciąż domena ośrodków SPA, nie zaś element codziennej higieny. W sumie trudno się dziwić.
- Jest na diecie, dlatego je tylko trawę – w dobie nowoczesnych trendów dietetycznych mało co może już zadziwić. Jednak dieta złożona z trawy może wywołać poruszenie wśród przypadkowych słuchaczy. Zwłaszcza, jeżeli dodamy, że zainteresowana ma do zrzucenia ponad 100 kilogramów i powinna zejść do wagi 600 kilogramów.
- Nie martw się, to normalne, że pieni się w czasie pracy – po usłyszeniu tego typu deklaracji niektórzy mogą zacząć doceniać kulturę pracy panującą w ich biurze. W końcu wystąpienie piany w godzinach pełnienia obowiązków służbowych nie jest do końca akceptowanym społecznie objawem. A już z pewnością nie jest nim dążenie do tego stanu.
- Cały wieczór spędziłam na wsłuchiwanie się w jego brzuch – być może są jednostki, które uznają to za niezwykle romantyczne, większość jednak popuka się w głowę. Trudno się im dziwić. Niby skąd mają wiedzieć, że w przypadku koni dobrze pracujący układ pokarmowy jest podstawą szczęśliwej relacji?
Tekst: Judyta Ozimkowska