Cześć wszystkim! Kazali mi się przedstawić, więc jestem Kasia, mam 22 lata, a moje dwie pasje to konie i fotografia. W internecie funkcjonuję natomiast pod pseudonimem „kaskal”.
Obiektyw(nie), czyli konie i fotografia
Na swoim blogu będę dzielić się z wami ciekawostkami ze świata jeździeckiej fotografii, kulisami mojej pracy i trudnościami, jakie stoją przed fotografem współpracującym z końmi. Nie zabraknie tutaj autentycznych historii, zarówno tych wesołych, jak i nieco cięższych. Swoje wpisy będę oczywiście urozmaicać zdjęciami, a czy tylko swoimi… to się okaże!
Ale zacznijmy od początku. Należę do tej grupy szczęśliwców, którzy w koniach zakochani są od urodzenia. Pamiętam, jak jako dziecko, widząc kopytnego w telewizji, podbiegałam do odbiornika, obejmowałam go całymi swoimi maleńkimi rączkami (a prawie 20 lat temu było co objąć) i sprzedawałam cieplutkiego całusa. W najbliższej rodzinie zapaleńcem w tej dziedzinie był tylko mój brat, reszta podchodziła do mojego zafiksowania raczej sceptycznie. Większość uważała, że to mi przejdzie, że wyrosnę. Taki psikus! Im dalej w las, tym więcej drzew, a ja im starsza i bardziej świadoma, tym mocniej jestem zakochana w tych cudownych zwierzętach. Aktualnie moja jazda konna zakotwiczyła się na poziomie ambitnej rekreacji i tam mi dobrze.
Natomiast fotografia zaczęła mnie kręcić później, gdzieś w okolicach gimnazjum. Kiedy byłam na etapie robienia pierwszych ujęć z użyciem telefonu komórkowego, znajomi zaczęli zauważać, że moje zdjęcia nie są przypadkowe i że „mam oko”. Stopniowo i ja zaczęłam w to wierzyć. I chyba największym przełomem było moje odbicie w końskim oku, które zrobiłam w 2010 roku na krakowskim rynku. Po raz pierwszy wywołałam jakieś zdjęcie w formacie większym niż A4 i powiesiłam na ścianie w pokoju. Patrzę na nie do dziś. 🙂
Będąc w liceum, dołączyłam do fotoklubu, który nie tylko darzył mnie bardzo konstruktywną krytyką, ale też motywował do radzenia sobie z takimi tematami jak reportaż, portret czy krajobraz. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będę miała bardzo konkretną dziedzinę w fotografii, w której będę się czuć najlepiej. Stopniowo zaczęłam łączyć konie ze zdjęciami. W klasie maturalnej zabierałam ze sobą aparat za każdym razem, gdy jechałam do stajni. Metodą prób i błędów uczyłam się kadrować, wyłapywać fazy ruchu konia i pracować w trybie manualnym. Wyjazd na studia do innego miasta był skokiem na głęboką wodę, ale też dużym kopem do działania. I tak, dzięki poznaniu większego światka jeździeckiego, odrobinie przypadkowości i sporej dozie szczęścia, wylądowałam tu, gdzie jestem.
A jaki jest mój plan na najbliższy czas? Zdecydowanie rozwój – chcę za rok widzieć taki progres, jaki widzę teraz, patrząc na fotki z 2015 roku. Z perspektywy czasu muszę Wam powiedzieć, że nie ma niczego piękniejszego, niż możliwość łączenia ze sobą dwóch największych życiowych pasji. Aż chce się wstawać rano i pracować czasem po 16 godzin na dobę! Moje doświadczenia, obserwacje i zdjęcia znajdziecie od teraz także na blogu “Obiektyw(nie)”, a więc… miłego czytania i oglądania! 🙂
Tekst: Katarzyna Lichnowska