W ostatni piątek odbyły się zorganizowane przeze mnie konsultacje z Jarosławem Wierzchowskim. Z tym trenerem i zawodnikiem współpracuję już od 10 lat i niezmiennie jestem zadowolona z naszych wspólnych treningów.
Konsultacje z Jarosławem Wierzchowskim
W zorganizowanych przeze mnie konsultacjach wzięło udział 10 jeźdźców i 11 koni. Ja wzięłam na treningi dwa pięciolatki – mojego kuca Nesquicka oraz dużego wałacha Dyzia, który jest u mnie w regularnym treningu. Obydwa konie spisały się bardzo dobrze! Nesquicka trener widział już wcześniej i zauważył wyraźne zmiany świadczące o naszej dobrej pracy. Dyzia natomiast widział po raz pierwszy i zaproponował mi zestaw ćwiczeń, który pozwoli mi w najbliższych miesiącach lepiej zrównoważyć mojego wierzchowca.
W konsultacjach wzięło również udział kilka „moich” dziewczyn, które trenuję na co dzień. Trener spojrzał na nie świeżym okiem i również im dał dużo dobrych rad i “narzędzi” do dalszej pracy. Ja wszystkich tych treningów słuchałam, by potem ułatwić sobie dalszą pracę z parami koń-jeździec, które na co dzień trenują ze mną.
Niektóre uczestniczki (bo udział brały same kobiety 😉) miały problem ze swoimi końmi, inne utknęły w “martwym” punkcie treningu lub potrzebowały kilku rad naprowadzających na właściwe tory w codziennej pracy ze swoim koniem. Jarosław każdemu dawał cenne wskazówki i dużo tłumaczył, dlaczego należy działać akurat tak, a nie inaczej. Bardzo wiele uwagi poświęcał nie tylko ciału, lecz także psychice konia. Swoimi metodami sprawiał, że konie stawały się uległe, chętne do współpracy i rozluźnione. „Bez rozluźnienia nie ma ujeżdżenia” – trener to zdanie powtarzał wielokrotnie. I o tym powinien pamiętać każdy jeździec!
To za co cenię konsultacje z tym trenerem to także fakt, że bardzo dobrze łączy on metody naturalne i trening klasyczny. Ma świetne podejście zarówno do koni, jak i do ludzi. Bardzo dużo chwali, ale jednocześnie wychwytuje również wiele błędów popełnianych przez jeźdźców. Jego metody są spokojne, BARDZO konsekwentne i zdecydowanie pro-końskie. Wszystkie konie po treningu wyglądały na zadowolone, rozluźnione i – co niezwykle ważne – wiedziały, czego jeździec od nich oczekiwał i za co były chwalone.
Wszystkie konie Jarka “spod ręki Jarka”, które widziałam i na których siedziałam, były przede wszystkim bardzo miękkie, lekkie i reaktywne. To samo każdy z nas musiał osiągnąć w podstawowej pracy, zanim przechodziliśmy do trudniejszych elementów. Czasem ta lekkość pojawiała się na sekundę, a potem znikała, ale to właśnie był punkt wyjścia do dalszej pracy.
Bardzo podobało mi się także zdanie wypowiedziane do jednej z uczestniczek w trakcie treningu: „Teraz może sobie Pani siedzieć i pić kawkę, a to koń pracuje”. Zdanie to dobrze obrazuje, jakie uczucie jeździec powinien mieć na koniu. My, jeźdźcy, często za bardzo chcemy koniom „pomagać” i w efekcie pracujemy ciężej niż koń. Trener starał się więc zmieniać nasze nawyki i przerzucać na konia odpowiedzialność za ruch naprzód, impuls oraz równowagę, co powodowało, że jeździec mógł się skupić na sobie i „tylko siedzieć”. Taka praca nad podstawami naprawdę pozwala na harmonijne wprowadzanie trudniejszych elementów i figur.
Mimo tych 10 lat współpracy myślę, że jeszcze wiele mogę się nauczyć od Jarka i mam nadzieję, że będziemy kontynuować współpracę jeszcze dłuuugi czas. Was także zachęcam do korzystania z rad doświadczonych szkoleniowców. Bez tego często utykamy w jednym punkcie i pomimo starań nie potrafimy przepracować wielu problemów. Warto więc zainwestować swój czas oraz pieniądze w chociaż jeden trening podczas konsultacji, by coś w naszej pracy z koniem “drgnęło”. I chociaż czasem nasza praca na konsultacjach z dobrym trenerem będzie powrotem do podstaw, to – wierzcie mi – dzięki temu jesteśmy w stanie pójść z naszym jeździectwem o krok dalej!
Tekst: Karolina Piechowska