Odejdź stąd
Jedyną sytuacją w której jeden koń wykonuje jakąś czynność na wyraźne żądanie drugiego konia, jest moment w którym konie przeganiają się nawzajem, na przykład od siana lub wody. Osobnik przeganiający, czyli de facto powodujący ruch drugiego osobnika w określonym kierunku, wysyła mu zrozumiałe dla niego sygnały i zwiększa swoją presję do momentu, aż osobnik przeganiany oddali się na żądaną odległość. W tym przypadku również koń przepędzony nie jest przez niego nagradzany („słuchaj stary, to było świetne, cóż za piękny zwrot, jestem z ciebie dumny”). On jedynie zaprzestał wywierania presji w momencie, gdy był zadowolony z reakcji konia przeganianego, po prostu przestał gonić, gdy osiągnął swój cel którym było odpędzenie intruza od zasobów.
Zatem czy powinniśmy nagradzać konie za spełnienie naszych żądań? Czy nie działamy w takim momencie sprzecznie z ich naturą? Czy możemy „wytłumaczyć” koniowi, na czym polega system nagradzania i wciągnąć go w naszą grę? Jak motywować zwierzę, które nie otrzymuje „zapłaty” za żadną czynność jaką wykonuje w swoim naturalnym środowisku do chętnego i precyzyjnego odpowiadania na nasze pomoce? Odpowiedź nie jest taka prosta jak mogłoby się wydawać…
Nagroda dla roślinożercy
Na początek musimy sobie zdać sprawę z różnic w naszych systemach wartości, gdyż to one określą nam co może dla konia być forma nagrody z naszej strony. Ludzie mają naturalną skłonność do samodoskonalenia się, dążenie do coraz lepszych osiągnięć, do nieustannej poprawy naszych umiejętności. Mamy ambicję, która pcha nas cały czas do przodu i wystarczy nam chociaż perspektywa możliwej nagrody lub umiejętny doping, aby nas skutecznie motywować do dalszych wysiłków. Konie niestety takiej ambicji nie mają. Im absolutnie nie zależy na tym, żeby skakać wyżej niż inne konie, czy pokonywać parkur w szybszym tempie. Nikt nigdy nie widział konia, który sam z siebie trenuje np. ucieczkę przed drapieżnikiem, bo uważa, że ma za słabą kondycję. Nawet jeśli posiadamy konia, który „lubi się ścigać”, pamiętajmy że to sam fakt nieskrępowanego biegu z pobratymcem jest dla nich ważny, a nie dążenie do zdeklasowania go jako wolniejszego niedojdę. Ważne dla nich jest „gonienie króliczka”, a nie schwytanie. Wyjątkiem może być sytuacja, w której mniej lub bardziej świadomie uwarunkowaliśmy naszego konia na wygrywanie, ponieważ to my chcieliśmy zawsze wygrać wyścig i daliśmy mu jeden lub więcej bodźców (o których więcej za chwilę) w momencie zwycięstwa.
Ze względu na drapieżne podłoże naszej natury (i nie mam na myśli po prostu polowania i jedzenia mięsa, a sposób eksploracji świata) dla nas ludzi pożywienie lub smakołyki – ze względu na czas i wysiłek, jaki musimy włożyć w przygotowanie ich – są całkiem oczywistym sposobem nagradzania siebie nawzajem. Upieczenie ciasta czy zaproszenie kogoś na grilla jest czytelnym wyrazem wdzięczności lub po prostu sympatii. Konie nie wkładają wysiłku w zdobywanie pożywienia. Ono po prostu jest wszędzie dookoła, nie ucieka przed koniem i nie trzeba go zdobywać. Co ważne, konie posilają się tylko wtedy, gdy czują się bezpiecznie i są zrelaksowane. Opuszczenie głowy do samej ziemi i skubanie trawy bardzo ogranicza im pole widzenia, więc gdy coś je zainteresuje przerywają jedzenie, podnoszą głowę znad trawy i skupiają się na bodźcu, który właśnie do nich dotarł. Można wiec śmiało powiedzieć, że konie albo są na czymś skupione, albo jedzą, nigdy te dwie czynności na raz.
Każdy z nas zna wartość dotyku drugiego człowieka, bliskiej nam osoby. Uścisk dłoni, poklepanie po ramieniu czy przytulenie również potrafią nas silnie motywować i być formą oczekiwanej nagrody. W im bliższych jesteśmy z daną osobą relacjach, tym więcej dotyku jesteśmy w stanie zaakceptować i jest on bardziej pożądany. I na odwrót, w im słabszych relacjach z daną osobą jesteśmy, tym bardziej zdystansowani na jej dotyk się stajemy. Z końmi jest bardzo podobnie – w stadach możemy zaobserwować przyjaźnie między poszczególnymi końmi oraz to że spędzają w swoim pobliżu sporo czasu i często się dotykają – drapią zębami po kłębach itd.