Zbliża się koniec roku, a jak powszechnie wiadomo, to czas na podsumowanie, przeanalizowanie i przemyślenie minionego czasu. Jak wyglądał mój fotorok? Zapraszam na fotograficzne podsumowanie 2016 roku!
Fotograficzne podsumowanie 2016
2016 zaczął się naprawdę nieźle. Domykałam materiał z mojej pierwszej Cavaliady jako fotograf, a w głowie coraz mocniej rysował się plan kupna nowego aparatu. I tak też się stało, w styczniu miałam możliwość przejścia na wyższy i lepszy sprzęt, co, w telegraficznym skrócie, skutkuje lepszymi jakościowo zdjęciami i szybszymi klatkami w trybie seryjnym (a to akurat w jeździectwie się często przydaje). 😉 Ogólnie rzecz biorąc, zdecydowałam się na nową „puszkę” ze względu na warszawską edycję Cavaliady i zawody halowe, które czekają mnie w przyszłości.
Pech chciał, że pewnego dnia, wracając z sesji, przewróciłam się na schodach w bloku. Ratując sprzęt, moje ręce powędrowały wysoko (tak mi się wtedy wydawało) do góry, a ja z całym impetem upadłam na kolana. Jak się później okazało, nie dość dobrze ochroniłam mój podstawowy obiektyw, długiego i jasnego tamrona, który w wyniku uderzenia o kafelkowy schodek (z czego sobie nie zdawałam sprawy) miał pogięte wewnętrzne mechanizmy ostrzenia… I to wszystko dwa tygodnie przed Cavaliadą! Panika, bezsilność, że przecież nie zdążę, że obiektyw trzeba wysłać do Gdańska, najlepiej razem z aparatem, a na takie naprawy czeka się przynajmniej miesiąc.
I tak, po świetnym początku roku i rozwinięciu skrzydeł po kupnie aparatu, zostałam brutalnie sprowadzona na ziemię… Szanse były niewielkie, a moja nadzieja malała z każdym dniem bez pomysłu. Koniec końców, po godzinach rozmów z bliskimi mi osobami, które podnosiły mnie na duchu i razem ze mną szukały rozwiązań, obiektyw udało się naprawić. Wrócił dwa dni przed moim wyjazdem do Warszawy! Potem wszystko toczyło się już tylko szybciej… 🙂
Pracowity sezon otwarty
Po warszawskiej Cavaliadzie nadszedł czas na sezon otwarty. Dostałam angaż jako oficjalny fotograf Pucharu Polski WKKW, co było dla mnie zarówno wyróżnieniem, jak i zaskoczeniem. A równocześnie bałam się, czy podołam, czy uda mi się być na wszystkich eliminacjach i czy zdjęcia będą się podobać.
W połowie sezonu dopadło mnie ogromne zmęczenie materiału, związane zarówno z wyjazdami co dwa tygodnie, ale też z końcem semestru na studiach. I to był moment, kiedy zawaliłam kilka tematów… Brakowało mi doby, sił i motywacji, żeby dokończyć to, co zaczęłam. I znów, pomoc moich bliskich okazała się bezcenna, przypomnieli mi, dlaczego to wszystko robię i co w tym kocham najbardziej.
Te kilkanaście miesięcy minęło mi błyskawicznie. W 2016 miałam też swoją pierwszą okładkę, później trafiła się druga – listopadowa w „Gallopie”. Poznałam mnóstwo ludzi związanych z naprawdę dobrym poziomem jeździectwa, wsiąknęłam w WKKW-owski światek, spędziłam ogrom czasu na crossie i jeszcze więcej przy komputerze, poznałam i pokochałam swój nowy aparat, przejechałam tysiące kilometrów i zrobiłam dziesiątki tysięcy zdjęć.
A w 2017…
Ten rok na pewno nie należał do najprostszych, ilość pracy niejednokrotnie mnie przerosła. Czy był dobry? Był naprawdę niezły. Czy mógł być lepszy? Zdecydowanie tak. Dlatego z nowym zapałem, nową energią i nowym systemem pracy wchodzę w 2017. To było moje małe fotograficzne podsumowanie 2016 roku. A Wam chcę życzyć wytrwałości w pasji i dążeniu do celu, żebyście robili to, co kochacie, i byli tak po prostu, zwyczajnie szczęśliwi! 🙂
Tekst: Kasia Lichnowska