Sezon zbliża się wielkimi krokami… A wraz z nim perspektywa niejednego wyjazdu na zawody, często trwającego dłużej niż 1-2 dni. Jeżeli planujecie wybrać się na nie także z aparatem, warto wiedzieć, jak przygotować się do wyjazdu na zawody. Oto, co robię ja.
Jak przygotować się do wyjazdu na zawody?
Już kiedyś pisałam Wam o tym, jak wygląda moja praca na zawodach. Ale to było stricte z punktu faktycznego fotografowania i obrabiania zdjęć. Ale podobno „fotograf też człowiek, jeść musi”, dlatego dziś co nieco o tym, jak radzę sobie z trudnościami “zawodowej” codzienności.
Przed wyjazdem staram się przygotować na wszystko – na zimno, na upał, na deszcz, na spadek energii, na ogromną ilość ruchu, na „fochy i foszki” sprzętu, a przede wszystkim na trochę inny tryb życia. Więc oprócz szczegółów sfery technicznej (Czy wyczyściłam kartę pamięci? Czy naładowałam aparat? Czy wzięłam wszystkie możliwe ładowarki do absolutnie każdego sprzętu? Czy każdy sprzęt jest sprawny technicznie, nic się z nim nie dzieje i jest gotowy na kolejny kilka dni ciężkiej pracy?) pozostaje wiele kwestii związanych z życiem podczas wyjazdu.
Bądź przygotowany!
Przed zawodami zawsze sprawdzam prognozę pogody, która czasem nawet się sprawdza. 😉 To pozwala mi określić, jakich ubrań potrzebuję, czy zabrać jedną czy dwie dodatkowe bluzy i parę ciepłych skarpetek, czy jednak więcej krótkich spodenek i olejek do opalania. Obowiązkowo jedzie ze mną coś przeciwdeszczowego i wygodne, wytrzymałe buty. Trzeba pamiętać o tym, że starty trwają zwykle od rana do późnego popołudnia, przez większość czasu jest się na zewnątrz i warunki atmosferyczne mogą się zmieniać. Niezawodny jest tutaj sposób ubierania się „na cebulkę”, a do torby warto wrzucić parę rękawiczek czy coś na szyję.
Co jeszcze…
Skoro wspominałam o jedzeniu, to powtórzę znaną życiową prawdę: „śniadanie jest najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia”. Naprawdę warto porządnie się najeść na dzień dobry, gdyż nie wiadomo, kiedy będzie jakaś dłuższa przerwa na obiad. Fakt, sama nie raz doprowadzałam swój żołądek do takiego stanu, że aż wstyd się przyznać, ale grunt to wyciągać wnioski i jednak wstawać ten kwadrans wcześniej. 😉 I w tej sytuacji przydaje się pojemna torba na aparat, do której oprócz ciepłych rzeczy, zmieści się też termokubek z ciepłym napojem, a także coś słodkiego na przegryzkę i „małego głoda”. Na zawodach często można spotkać budki z jedzeniem czy kawą, dlatego trochę drobnych w kieszeni przydaje się w chwilach słabości.
Po zakończonych startach i obrobieniu pierwszych zdjęć, przychodzi czas na odpoczynek. I to jest rzecz, o której warto pamiętać. Bo o ile pierwszego czy drugiego dnia zawodów jesteśmy w stanie pracować na pełnych obrotach, tak z każdym kolejnym nasze zmęczenie jest coraz większe. I oczywiście, nie raz miałam tak, że dawałam z siebie 150% przez wszystkie dni, trzymana adrenaliną, świetnymi emocjami i nowymi znajomościami, których się zawiązuje sporo podczas zawodów. Ale po powrocie miałam dobę wyjętą z życia, przesypiałam cały czas i nie byłam w stanie w żaden sposób się pozbierać.
Gdy już się wejdzie w ten specyficzny tryb życia, jakim jest sezon zawodów otwartych, człowiek uczy się inaczej funkcjonować. Ale nie wolno zapominać, że poza końmi, aparatem i komputerem istnieje coś jeszcze i warto raz na jakiś czas odciążyć głowę od pracy. 🙂
Tekst: Kasia Lichnowska