Ostatnio pisałam Wam co nieco o postprodukcji zdjęć. Dziś chciałabym pójść o krok dalej i pokazać Wam fotki, które nie tylko obrobiłam, ale także nałożyłam na siebie. W ten sposób powstała multiekspozycja.
Multiekspozycja – co i jak?
Czym jest multiekspozycja? To umieszczenie kilku ujęć na jednym zdjęciu. Przy zdjęciach koni jest to o tyle ciekawe, że można zobaczyć, jak przebiega lot nad przeszkodą czy ruch zwierzęcia. Tego typu serię zdjęć powinno się wykonywać przy użyciu statywu, żeby zachować stały punkt centralny i aby nic się „nie rozjeżdżało”. Kto mnie zna, ten wie, że statyw to u mnie pojęcie abstrakcyjne: wprawdzie mam go w domu, ale jest niekompletny, za to kompletnie… zakurzony. 😉 Dlatego też nigdy go nie mam przy sobie, a już szczególnie na zawodach.
Wykonanie serii zdjęć bez poruszenia aparatu jest wyjątkowo trudne… Zrozumie to ten, kto nauczył się już „podążać za koniem” zarówno przed, nad, jak i po przeszkodzie. Jeżeli planujemy multiekspozycję, trzeba się mocno pilnować, bo nasze ciało, a więc także aparat, bezwiednie porusza się w kierunku ruchu konia. Po sobie wiem, że trzeba popsuć kilka ujęć, żeby zrobić w końcu taka serię, o jaką chodziło.
Jak możecie zauważyć na zdjęciach, linia horyzontu jest charakterystycznie zagięta, co uzyskałam dzięki użyciu obiektywu typu Fisheye (jest to obiektyw szerokokątny). Pożyczyłam go z zaprzyjaźnionego studia fotograficznego (swoją drogą, warto nawiązywać takie współprace, o czym Wam pewnie kiedyś napiszę). Mistrzem Photoshopa nie jestem, dlatego nie opiszę Wam dokładnie, jak wyglądał proces nakładania zdjęć na siebie. Pamiętam jednak, że na początku obejrzałam mnóstwo tutoriali (czyli samouczków), a sama postprodukcja zajęła mi wyjątkowo dużo czasu. Jednak efekt końcowy był na tyle ciekawy i rzadko spotykany, że gdy mam czas i możliwości, chętnie wracam do takich eksperymentów.
Na przykładach
Na crossowym ujęciu widzimy „3 konie”, co oznacza, że składa się ono z 3 zdjęć tej samej pary. Mamy więc fazę odbicia, lotu nad przeszkodą i lądowania. Zdjęcie jest tym bardziej efektowne, że zawodniczka wraz ze swoim koniem, pokonuje fragment kombinacji wodnej. Dzięki obiektywowi szerokokątnemu mamy także ogląd na publiczność w tle oraz rozległą łąkę. Parę widać trochę z góry dlatego, że stałam na półwyspie – w najbliższym możliwym miejscu przy przeszkodzie. Dlaczego? Ze względu na krótką ogniskową musiałam podejść tak blisko, jak tylko się dało, by w ogóle było widać konia.
Natomiast na fotce z parkuru mamy już„4 konie”. Udało mi się zrobić jedno zdjęcie w serii więcej ze względu dłuższy lot nad szerokim okserem. W tym wypadku użyłam minimalnie innego obiektywu, ale nadal z gatunku Fisheye. Dzięki temu mamy rozciągnięcie centrum kadru i znów zaokrąglenie horyzontu. Ujęcie akurat nad tą przeszkoda jest nieprzypadkowe, ponieważ to przeszkoda Gospodarzy na tle ich stajni, widoczne są także budynki gospodarcze i publiczność. Tutaj musiałam podejść naprawdę blisko, równocześnie mając na uwadze, by nie spłoszyć konia, przygotowującego się do skoku. Scenę ujęłam nieco z dołu, żeby uchwycić sporą ilość ciekawego nieba.
Obie multiekspozycje wykonałam w tym samym roku, ale na różnych zawodach. W związku z tym, tworząc serię z parkuru, znów musiałam oglądać tutoriale, chociaż tym razem poszło ciut szybciej. 🙂 Na pewno jeszcze coś takiego wykonam, stay tuned!