10 sposobów na… #3 poradzenie sobie z dziwnymi pytaniami! Lato to czas, w którym rożnej maści krewni i znajomi królika pałają ogromną checzą poznania twojego konia. Razem z ich przyjazdem napływa ogromna fala pytań, które nie zawsze są mądre. Oto garść odpowiedzi, dzięki którym poradzisz sobie z tymi najbardziej irytującymi.
10 sposobów na… #3 poradzenie sobie z dziwnymi pytaniami
Czy Twój koń cię poznaje?
Nie. Zwłaszcza, kiedy idziesz po niego z siodłem i wszelkimi akcesoriami zwiastującymi zbliżający się trening. Wtedy nawet jeśli udało wam się nawiązać jakąś nić porozumienia, to zostaje ona natychmiast przerwana, a koń dostaje nawrotowej afazji. Bywa, że nagły zanik pamięci zostaje połączony ze wzmożoną potrzebą manifestowania niezależności, która objawia się najczęściej ucieczką w drugi koniec pastwiska.
Gdzie go trzymasz? Na balkonie?(najczęściej z dodatkiem „hehehe”)
W piwnicy. Czekasz aż dojrzeje i rozwinie pełen bukiet zapachów charakterystycznych dla koni uprawianych na południowym stoku. Względnie możesz powiedzieć, że trzymasz go w zaprzyjaźnionym rezerwacie, gdzie razem z innymi dzikimi zwierzętami zażywa rozkoszy wolności i niczym nieskrępowany cały dzień je i śpi. W sumie niewiele miniesz się z prawdą.
Czy Twój koń cię lubi?
Tutaj – zależy. Głębia uczucia jest zazwyczaj wprost proporcjonalna do ilości jedzenia, jakie ma przy sobie właściciel. Według tej zależności największa zwyżka końskiej miłości następuje w porach karmienia, zaś najmniejsza w trakcie treningów lub czyszczenia. Bywa także, że nawet wiadro owsa nie da rady, kiedy koń wyczuje, że jest ono jedynie środkiem do zapakowania go do przyczepy, lub złapania na łące.
Często do niego jeździsz?
Ciągle zbyt często. Najczęściej jest tak, że gdy masz najmniej czasu twój kon robi coś, co sprawia, że musisz być u niego codziennie, lub nawet kilka razy dziennie. Na przykład wymaga rehabilitacji, regularnych jazd, zmieniania opatrunku lub przytulania i mówienia mu o tym, jaki kochany i puszysty jest. Jednym słowem – nic śmiesznego.
Ile to kosztuje
Masę nerwów, miliony monet i kilogramy nieprzespanych nocy zamartwiając się, czy ta gulka koło oka to już nowotwór, czy jednak ugryzienie komara. Albo czy to, że się potknął zwiastuje problemy z trzeszczkami, czy może to pierwsze oznaki szpatu lub zwyrodnienia stawów. Mnogość chorób, które mogą dopaść twojego konia jest tak olbrzymia, że właściwie większość czasu albo pracujesz na ich leczenie, albo na rozmyślanie o tych, które mogą mu się przytrafić.
Po co ci ten koń?
Dla żartu. Bo kto normalny chciałby utrzymywać tak niepraktyczne i nieopłacalne stworzenie? Nikt. Ewentualnie jeszcze dla zadania szyku w towarzystwie. Chociaż nie da się ukryć, że coraz rzadziej przyznajesz się do posiadania takiego zwierzęcia, bo wiąże się to z odpowiadaniem na pytanie takie, jak te powyżej. Najczęściej uznajesz, że nie ma to sensu i mówisz, ze twoim hobby jest hodowla paproci.
Nie szkoda ci pieniędzy?
Ciężko powiedzieć, bo już dawno przestałeś liczyć. Zaprzestałeś prowadzenia rachunków po roku posiadania własnych czerech kopyt i nie podjąłeś tematu do tej pory. Zwyczajnie się boisz cyfr, które mogłyby się ukazać twoim oczom. I nie ma co ukrywać – jest to strach uzasadniony. Z drugiej strony wielu twoich znajomych nie ma koni, a wcale nie wydają się bogatsi i ta myśl pozwala ci jakoś zasnąć.
Czy koń ugryzł cię kiedyś lub kopnął?
Żeby to raz, tylko najczęściej był cudzy. A najczęściej szkółkowy. To moment,w którym możesz uraczyć audytorium mrożącą krew w żyłach opowieściom z wizyty na pogotowiu, leczenia 10-centymetrowego krwiaka na małżowinie, lub z wyjątkowo nieprzyjemnego zabiegu polegającego na przykładaniu obolałej czaszki do płyty, która robiła zdjęcie twojej głowie. Chyba nazywało się to rentgenem, ale zbyt cię bolało, żebyś zapamiętał nazwę.
Nie boisz się, że spadniesz?
I to jak. Dlatego zawsze nosisz kask. Dotyczy to nawet karuzeli w parku rozrywki . Jest to też powód, dla którego nie skaczesz, nie jeździsz w tereny, a chód szybszy niż galop włączasz po długiej i trudnej rozmowie ze swoim trenerem, w czasie której zapewni cię, że w razie potrzeby wypełni twoją ostatnią wolę i powie twojemu koniowi, co tak naprawdę o nim myślisz.
Córka/syn/szwagier też lubi konie. Gdzie się je kupuje?
Nigdzie. A przynajmniej nie od ręki. Jeśli masz taką możliwość zawsze promuj opcje dzierżawy albo chociaż intensywnej nauki jazdy. W innym wypadku najczęściej skończy się to falą pretensji i żalów, że konia trzeba utrzymywać, nie pląsa po tęczy na widok właścicieli nie nie można bez siodła i ogłowia pojechać do lasu, by tam cieszyć się wyjątkową więzią i zrozumieniem. Cóż, życie.
Tekst: Judyta Ozimkowska