Budzisz się rano i twoją pierwszą myślą jest rozczarowanie, że nie możesz zacząć dnia od wycieczki do stajni? Mamy sposób na pocieszenie w takiej sytuacji! Pomyśl, jak bardzo praca jest podobna do stajni. Analogii jest wiele, wybraliśmy tylko kilka najbardziej rzucających się w oczy!
W czym praca jest podobna do stajni?
- Poranny rwetes. Jeśli przyjeżdżasz do stajni wcześnie rano, doskonale znasz to uczucie – rozgorączkowanie, konie najpierw nerwowe przed pierwszym posiłkiem, a potem jasno dające do zrozumienia, że już czas wypuścić je na zewnątrz. Dopiero po kilku godzinach od rozpoczęcia stajennej rutyny zapada spokój – konie na pastwiskach, w stajni trwa codzienna krzątanina. Czy w pracy jest inaczej? W pierwszej chwili rozmowy, parzenie kawy, opowieści o weekendzie – a później, kiedy praca zaczyna wciągać wszystkich, przychodzi pełen skupienia spokój. No, przynajmniej tak powinno być…
- Trener jak żywy. Postaci w codziennym życiu także mają wiele wspólnego z ludźmi spotykanymi w stajni, musisz tylko znaleźć odpowiednią analogię. Twój szef, wchodząc do biura energicznym krokiem, wydając krótkie polecenia dobitnym głosem z pewnością kojarzy ci się z trenerem, który… no cóż, czasem musi wykorzystać cały swój autorytet, żeby zmusić cię do wykonania polecenia. A także ma zawsze rację!
- Kto rządzi tym biznesem? Jednak trener to nie wszystko – w stajni w wielu sprawach ostateczny głos ma osoba, która zarządza stajnią i na co dzień zajmuje się końmi (tak, w niektórych ośrodkach są to różne osoby – ale nie udawajcie, że nie wiecie o kogo chodzi!). On rządzi. On wie, ile jedzenia dostaje twój koń, którą nogą dziś wstał i czy zjadł cały obiad. A że twój koń czasem porzuca cię na środku padoku i pędzi do swojego stajennego, żeby przywitać się z nim i podkreślić, jak bardzo ceni otrzymywanie jedzenia z jego ręki…? Czy to wszystko nie przypomina ci zdecydowanej, pomocnej i trzymającej w ryzach całe biurko sekretarki? Niepozorne miejsce za biurkiem wiąże się z największą władzą!
- Loża szyderców. Kiedy wchodzisz do kuchni po kawę, odwracają się i chichoczą. Kiedy wściekasz się, bo komputer nie współpracuje, patrzą na ciebie z politowaniem. Kiedy twój koń wierci się przy wsiadaniu, wymieniają porozumiewawcze spojrzenia, a na ich twarzach kwitną pełne wyższości uśmiechy. Wiesz o kim mowa, prawda? Są w każdym otoczeniu – czy to stajennym, czy jakimkolwiek innym.
- Ach, te maniery! Pora lunchu w biurowej kafeterii bardzo przypomina porę karmienia w stajni. Może nikt nie uderza nogą w drzwi, ale pomrukiwania, wykrzykiwania i bębnienie palcami w blat (tak jakby mogło to przyspieszyć pracę mikrofalówki!) to codzienność. A potem chwila ciszy i skupionego przeżuwania. Trudniej znaleźć różnice niż podobieństwa!
Anna Mędrzecka