Wyjście cało z pogoni za lisem nie należy do rzeczy łatwych. Kontuzje, siniaki i nieprzyjemne następstwa często dają o sobie znać wiele dni po hubertusie. Jest jednak kilka sposobów, by wyjść cało z tej opresji (a przynajmniej ze zminimalizowanymi uszkodzeniami).
10 sposobów na przeżycie hubertusa
- Owiń się folią bąbelkową – o takim ubraniu marzy większość właścicieli koni, zmęczonych wysokością rachunków za weterynarzy. Solidna rolka dobrych jakościowo bąbelków to gwarancja bezpieczeństwa, komfortu i oryginalnej stylizacji. Kluczem do sukcesu jest odpowiednie owinięcie – nie za mocne (może zaburzać krążenie), ale i nie za słabe ( by folia nie zsunęła się podczas galopad). Dodatkowo przy wyjątkowo stresujących sytuacjach możesz powoli przebijać bąbelki, by odzyskać utracony spokój ducha.
- Nawiąż sojusze – najlepiej z jeźdźcami dosiadających koni ważących ponad tonę. Takie mocne wsparcie jest nieocenione zwłaszcza w sytuacji, kiedy pędzi na Ciebie banda rozpędzonych poszukiwaczy lisa. Z takim ochroniarzem nie tylko unikniesz nieprzyjemnego w skutkach zderzenia, lecz także zyskasz prestiż i będziesz poważany w towarzystwie. Ważne jest tylko, by nie nadwerężać takich przyjaźni. Nie chciałbyś mieć wroga w postaci tonowej masy twardo zakończonej na końcach.
- Przygotuj apteczkę – powinny znaleźć się w niej maści na stłuczenia i otarcia, bandaże oraz środki przeciwbólowe. W zależności od przewidzianego stopnia brutalności przydadzą się także sole trzeźwiące i zestaw do ekspresowego zakładania gipsu. Nie zaszkodzą także nosze i 5 kilogramów lodu do przyłożenia na obolałe kończyny. Podczas udzielania pomocy rannym i uszkodzonym możesz, dla wzmocnienia powagi sytuacji, puścić z telefonu dźwięk nadjeżdżającej karetki pogotowia. Kontuzjowani z pewnością docenią twój profesjonalizm i dbanie o realizm.
- Ubierz się odpowiednio – kluczem do bezpiecznego przeżycia hubertusa jest znalezienie złotego środka między zwyczajnym strojem na zawody a zbroją krzyżacką. O ile hełm lepiej zastąpić kaskiem, o tyle metalowe naramienniki i ochrona klatki piersiowej nie są wcale takim złym pomysłem. Jednak przed wcieleniem w życie pomysłu na zmianę garderoby warto przedyskutować ją z koniem. Może się zdarzyć, że stanowczo zaprotestuje on przeciwko noszeniu takiego dodatkowego ciężaru i pozbędzie się go w tempie ekspresowym.
- Przygotuj się – przed gonitwą warto wzmocnić zwłaszcza nogi – z naciskiem na uda i łydki. Jest szansa, że zahartowane ćwiczeniami fizycznymi mięśnie nie poddadzą się tak łatwo w walce o utrzymanie się w siodle. Z kolei, gdy nogi zawiodą przydadzą się silne i wysportowane ramiona. Powiewanie na końcu siodła wymaga dość dużej wytrzymałości i sprawności. W przypadku, gdyby i one zawiodły dobrze mieć wyćwiczone mięśnie twarzy. Uśmiechanie się pomimo potłuczeń wymaga dosyć sporej siły…woli.
- Bądź lisem – statystycznie rzecz ujmując uciekając masz mniejsze szanse na zostanie stratowanym, zwłaszcza, jeśli większość czasu spędzisz w lisiej norze. Wprawdzie może spotkać się to z umiarkowanym zadowoleniem pozostałych uczestników imprezy, ale przecież tutaj chodzi o bezpieczeństwo i zdrowie. A przecież nie masz zamiar ich narażać nawet za cenę utraty przyjaciół, dobrego imienia i zerwania wszelkich kontaktów towarzyskich. BHP przede wszystkim.
- Zadbaj o konia – poświęć czas na przygotowanie wierzchowca do czekającego go zadania. Skup się przede wszystkim na gibkości i zwinności. Lawirowanie między rozstawionymi skrzynkami na szczotki na korytarzu stajni będzie dobrym wstępem. Przy okazji wzmocnij także jego system nerwowy. Nieoczekiwane krzyki w czasie jazdy i szelest toreb w połączeniu z łopoczącymi banerami to elementy, których nie powinno zabraknąć w szkoleniu konia hubertusowego.
- Wzmocnij pewność siebie – groźny wzrok, zmarszczona brew i donośny krzyk uratowały życie niejednemu adeptowi jeździectwa. Z taką mimiką inni zastanawiają się 10 razy, zanim spróbują nawet zakłusować w twoim kierunku. Dla wzmocnienia efektu od czasu do czasu możesz złowrogo mrużyć oczy dołączając pełne pogardy prychnięcie. Jeżeli to nie podziała warto nauczyć podobnej mimiki swojego konia.
- Wyróżnij się – na hubertusie jak na drodze – im jesteś bardziej widoczny, tym jesteś bezpieczniejszy. Ze swojej strony polecam odblaskowy róż, jadowitą zieleń, które warto przełamać intensywną cytryną. Tak wystrojeni będzie widoczni w promieniu kilku kilometrów. Zobaczą więc was nawet ci, których spłoszone kolorami konie wywiozą do sąsiedniej wioski.
- Nie bierz udziału – najpewniejszym sposobem na uniknięcie urazów na hubertusie jest zrezygnowanie z udziału w nim. Całkowite. Na szczęście jesień sprzyja wymówkom w postaci kataru i bolącego gardła. Przecież zdarza się, że nawet jako widz nie jest się bezpiecznym. Najlepiej w ogóle nie wychodzić z domu i poczytać o relacjach z pogoni za lisem na profilach znajomych. W sumie po 6. otworzeniu tego samego filmu z hubertusa człowiek czuje się, jakby tam był.
Tekst: Judyta Ozimkowska