Organizatorem zawodów WARSAW JUMPING, które odbędą się na Służewcu w dniach 30 września 4 października, jest Polski Klub Wyścigów Konnych. Rozmowa z Prezesem Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, Tomaszem Chalimoniukiem 0 genezie tej imprezy, jej kształcie oraz niespotykanej do tej pory w przypadku zawodów krajowych puli nagród wynoszącej 1 mln zł.
Rozmowa o Warsaw Jumping z Tomaszem Chalimoniukiem
Skąd pomysł na takie zawody? Czyja to inicjatywa?
Tomasz Chalimoniuk: Wszystko zaczęło się od pandemii COVID-19. Najpierw wszystko zamarło na kilka miesięcy, w tym wyścigi konne i sport jeździecki. Potem wyścigi ruszyły, najpierw bez publiczności, teraz z jej udziałem, choć w ograniczonym wymiarze. Ale najważniejsze, że udało się utrzymać pulę nagród na dotychczasowym poziomie. Tak więc środowisko wyścigów konnych przechodzi suchą stopą przez ten trudny czas pod tym względem. Potem minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski postanowił przeznaczyć aż 1 mln zł na nagrody dla właścicieli koni arabskich wystawiających swoje araby podczas narodowego pokazu w Janowie Podlaskim. Po raz pierwszy tak duże pieniądze trafiły do tego środowiska, a – jak się okazało – skorzystały z nich zarówno państwowe stadniny, jak i hodowcy prywatni. I właśnie w Janowie Podlaskim zdałem sobie sprawę, że jest jeszcze jedno środowisko związane z końmi, które zostało dotknięte skutkami pandemii i które też należałoby wesprzeć. Chodzi o sport jeździecki. A ponieważ jestem pełnomocnikiem ministra rolnictwa ds. koni w ogóle, nie tylko wyścigowych i państwowej hodowli koni arabskich, podzieliłem się tą myślą z moim pryncypałem. No i minister Ardanowski podchwycił tę ideę i wyasygnował 1 mln zł na nagrody na zawody jeździeckie.
Skąd pomysł, aby zawody rozegrać na Służewcu? Dla mniej zorientowanych dodajmy, że odbędą się nie na torze wyścigowym, jak pewnie niektórzy sądzą, a na parkingu. Tam gdzie w poprzednich latach odbywały się Orange Festiwale.
Powody są dwa. Po pierwsze, skoro minister powierzył nam, czyli Polskiemu Klubowi Wyścigów Konnych, wykonanie tego zadania, to zrozumiałe, że chcemy wykorzystać teren, do którego mamy – zgodnie z ustawą o wyścigach konnych – „niezbywalne prawo własności”. Odpadają koszty wynajęcia innego terenu pod taką imprezę. Po drugie, takie zawody stają się forpocztą pewnej idei, którą chcemy wspólnie z dzierżawcą toru służewieckiego, czyli Totalizatorem Sportowym, realizować w przyszłości. Bez wdawania się w daleko idące szczegóły, chodzi o to, aby ten olbrzymi teren – to w końcu 164 ha dziś już w środku miasta – służył nie tylko wyścigom konnym, a także jeździectwu szeroko pojmowanemu. A w tym zbiorze mieści się także sport jeździecki.
Mówi pan o wsparciu środowiska jeździeckiego, a tymczasem nazwa WARSAW JUMPING sugeruje, że będą to zawody tylko w jednej konkurencji jeździeckiej, w skokach przez przeszkody?
Skoki przez przeszkody wystąpią w roli głównej na tej imprezie, ale rywalizować będą także przedstawiciele trzech kolejnych konkurencji: ujeżdżenia, WKKW oraz powożenia zaprzęgami dwukonnymi. Proporcje w podziale puli nagród – z 1 miliona aż 700 tys. zł przypadnie na skoki – wynika z proporcji między poszczególnymi konkurencjami w polskim jeździectwie. Jest to zresztą zjawisko ogólnoświatowe.
Jakiej frekwencji jeśli chodzi o zawodników się pan spodziewa?
Ja się nie spodziewam, ja już wiem. To jest zresztą już wiedza powszechna. W każdej z wymienionych czterech konkurencji będą startować najlepsi polscy zawodnicy, z nielicznymi wyjątkami. Będą to zawodnicy z czołówki rankingów w poszczególnych konkurencjach, medaliści niedawno zakończonych mistrzostw Polski w skokach, ujeżdżeniu czy powożeniu zaprzęgami dwukonnymi. W przypadku WKKW, która to konkurencja ma zagraną na igrzyska olimpijskie drużynę, wystąpią wszyscy, którzy wypełnili normę wynikową, a jest to siedem par. Co prawda akurat w tej konkurencji zawodnicy ci nie będą startować na potencjalnie olimpijskich koniach, bo tydzień przed zawodami WARSAW JUMPING odbędą się w Baborówku mistrzostwa Polski, ale na innych koniach, ale emocji na pewno nie zabraknie.
Co z WARSAW JUMPING na Służewcu ma wspólnego bitwa pod Komarowem? I w jaki sposób wiąże się patronatem honorowym prezydenta Andrzeja Dudy?
Jak powszechnie wiadomo sport jeździecki w Polsce jest uważany – zresztą słusznie – za kontynuatora polskiej tradycji kawaleryjskiej. A bitwa pod Komarowem w 1920 roku było to największe starcie kawaleryjskie w wojnie polsko-bolszewickiej, w którym polska 1. Dywizja Jazdy rozbiła 1. Armię Konną Siemiona Budionnego. Był to przełomowy moment zwrotny na południowym froncie, porównywalny z wcześniejszą Bitwą Warszawską. Jest więc zrozumiałe, że niedzielny konkurs Grand Prix, najważniejszy w skokach przez przeszkody, będzie memoriałem 100. rocznicy bitwy pod Komarowem. To minister Ardanowski, który jest rolnikiem z wykształcenia, ale historykiem z zamiłowania, wystąpił z taką inicjatywą do prezydenta Andrzeja Dudy, a ten przyklasnął temu pomysłowi i objął patronatem honorowym całe zawody.
Dziękujemy za rozmowę i do zobaczenia na Służewcu!
Informacja prasowa