Czy warto mieć źrebaka? Nie przeczę, że to kusząca perspektywa – słodki źrebak i wspólne galopowanie od pierwszych miesięcy jego życia. Potem już tylko porozumienie dusz i sielankowe życie aż do późnej starości.
Któż z nas by nie chciał słyszeć radosnego rżenia z drugiego końca pastwiska i patrzeć, jak nasz ukochany koń pędzi ku nam, prawie gubiąc nogi? No właśnie. Tylko, jak to w życiu bywa, taka wizja zazwyczaj nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Jeżeli w ogóle coś wspólnego ma.
O ile odsadki zazwyczaj są miłe i słodkie, o tyle w okolicach roku lub półtora zaczynają dorastać i bardzo często nasz dotąd uroczy koń dostaje rogów i czuje zew natury. Tak było w moim przypadku.
Kiedy poznałam Karsona był pluszowym zwierzątkiem, które wprawdzie było trochę krzywe, ale ogóle sprawiał wrażenie uprzejmie zdziwionego światem. Niestety jako półtoraroczniak poczuł wiosnę i już tak przyjemnie być przestało. W czasie swojego nastoletniego buntu zdążył wybić palce, uszkodzić dwa ogrodzenia i wyważyć drzwi do stajni. Przy okazji podczas prowadzenia go stawał dęba i notorycznie gryzł. Nie mówiąc o odwracaniu się zadem w boksie i wymownym unoszeniu zadniej nogi.
Nie zliczę, ile razy wracałam z płaczem ze stajni i żałowałam każdej wydanej złotówki na tego gamonia. Oczywiście nie była to wina konia, tylko moja. Kupiłam źrebaka, nie przewidując, że to jest zwierzę, która w dodatku zaczyna dojrzewać. Na moje szczęście szybka kastracja pozwoliła ukrócić wszystkie niepożądane zachowania i już kilka dni po zabiegu (tych, kiedy był otumaniony lekami nie liczę) odzyskałam swojego miłego i grzecznego konia. Ale mogłam nie mieć tyle szczęścia i zostałabym z małym potworem, z którym nie umiałabym sobie poradzić. Wtedy miałabym spory kłopot – zresztą na swoje wyraźne życzenie. Miałam szczęście także w tym, że mój koń dał się w miarę bezproblemowo zajeździć i przyjął siodło oraz jeźdźca bez większych traum. Miałam też ludzi, którzy mi pomogli. Ale i tutaj mogło tego szczęścia zabraknąć, bo nie muszę chyba wspominać, że moje umiejętności absolutnie nie nadawały się do zajeżdżenia młodego konia (nadal się nie nadają).
Koń to żywe zwierzę i, kupując młodziaka, nie powinno liczyć się na łut szczęścia, bo wystarczy, że zabraknie jego szczypty i może się to skończyć zwyczajnie źle. Znałam dziewczynę, która wychowywała konia po padnięciu jego matki. Niestety zamiast przyjaciela na całe życie została z małym potworem, który absolutnie nie znał żadnych granic. Dlatego nie liczcie, że będzie jak u Disneya, bo bardzo często sytuacja bardziej przypomina tę u Hitchcocka.
Czy warto mieć źrebaka?
Nie twierdzę, że kupowanie źrebaków jest złe. Absolutnie nie, zwłaszcza w przypadku, w którym jakiś młodziak chwyci za oko i ma duży potencjał. Jednak zanim weźmiecie go do domu i nakryjecie kołderką, warto zapytać mądrzejszych od siebie, czy w ogóle ma to sens. W takiej sytuacji zazwyczaj najlepszym rozwiązaniem jest kupienie takiego malca, wysłanie go na łąki do rówieśników i regularne wizyty w przerwach od intensywnych treningów na doświadczonym i dobrze zrobionym koniu. Czekanie kilku lat okazjonalnie wsiadając w siodło jest pomysłem bardzo złym. Kiedyś nadejdzie dzień zajeżdżania i to od nas zależy, jak my i nasz koń będziemy go wspominać. Dodatkowo, stały nadzór trenerski i możliwość skonsultowania naszych działań pozwala zminimalizować ryzyko popełnienia błędów i zepsucia konia zanim nawet zobaczy na oczy siodło i ogłowie.
Dlatego, gdy ktoś pyta mnie, czy warto mieć źrebaka odpowiadam – warto, jednak nie zawsze i nie każdy powinien go kupić. Posiadanie konia od małego jest naprawdę cudownym doświadczeniem, jeśli tylko jest zrobione z głową. Jeżeli nie masz nikogo do pomocy i nie miałeś nigdy do czynienia z wychowywaniem konia, to lepiej dać sobie jeszcze czas i samemu jeździecko dorosnąć. Warto też poszukać profesjonalisty, który pomoże ci przejść przez niełatwy czas końskiego przedszkola. Inaczej zamiast radości ze wspólnych galopów zaliczysz kilkuletnie przepychanki i frustrację, gdzie na radość nie będzie zbyt wiele miejsca.
Tekst: Judyta Ozimkowska