Obecnie można dostać zawrotu głowy z powodu ogromnej różnorodności produktów oferowanych przez sklepy jeździeckie. Czy jednak nadmiar sprzętu jeździeckiego zawsze jest zły? I czy można tak łatwo osądzać właściciela całej gamy czapraków?
Nadmiar sprzętu jeździeckiego
W opanowaniu zakupowego szału nie pomagają ciągłe promocje z okazji dnia konia, dnia wiosny lub dnia zakupoholika. Jeżeli dodamy do tego kolejne kolekcje i nowe połączenia kolorystyczne, to można dostać trwałej migreny. Nic dziwnego, że niektórzy ulegają sprzętowemu szaleństwu i kupują tyle czapraków, ochraniaczy i innych akcesoriów, że z trudem nadążają potem z użyciem tego całego sprzętu.
Jest jeszcze inna strona sprzętowego zagadnienia. Bywa, że w stajni ma miejsce modowy wyścig zbrojeń, w trakcie którego każda ze stron stara się zaimponować drugiej ilością czapraków, kantarów i tym podobnych gadżetów. I o ile konie pozostają raczej obojętne na tego typu ruchy swoich właścicieli, to oni sami potrafią skoczyć sobie do gardeł z powodu naczółka. Jak mi Karson miły, byłam kiedyś świadkiem sytuacji, w której dwie pensjonariuszki obraziły się na siebie, bo niezależnie kupiły takie same dwa czapraki. Był to chyba najgłupszy i najdziwniejszy koniec przyjaźni, jaki widziałam.
Przy okazji nie sposób wspomnieć o bardzo typowym gatunku człowieka stajennego, który mierzy wartość ludzi i koni markami, które na sobie mają. Tego typu jednostki są w stanie zatruć atmosferę w każdym miejscu. Niestety, tacy ludzie nadal istnieją i jedynym sposobem, by z nimi sobie radzić jest ich sukcesywne ignorowanie. Ewentualnie zamknięcie w paszarni.
Ilość czy…?
Jak zatem określić, kiedy padowy zawrót głowy wymyka się spod kontroli i czy naprawdę ILOŚĆ sprzętu ma znaczenie? Trudno mi zająć w tym wypadku jednoznaczne stanowisko. Sama nigdy nie przywiązywałam większej wagi do posiadania dużej liczby padów i ochraniaczy we wszystkich kolorach tęczy. Zawsze wolałam wydać na trening lub fizjoterapeutę dla Karsona, niż na kolejny czaprak do kolekcji. Głównie dlatego, że jak już wydałam na masaż, to niewiele zostawało na cokolwiek innego.
Mimo wszystko nie do końca lubię i rozumiem powiedzenie „więcej sprzętu niż talentu”. To, że ktoś nie jeździ Grand Prix ,nie oznacza przecież, że musi całe życie mieć jeden czaprak i dziurawe ochraniacze. Jeżeli kogoś stać i sprawia mu to frajdę, to kimże jestem, by mu zabraniać kolejnych zakupów? Nawet jeśli nie jest w stanie poruszać się poprawnie w trzech chodach? Naprawdę stoję na stanowisku, by żyć i dać żyć innym (lub w tym wypadku – kupować). Jeżeli zakupy nie są kosztem konia, co to komu do tego, co ludzie mają w pace? Znam ludzi, którym kupowanie nowych rzeczy dla ich rumaka sprawia autentyczną radość. Mają jednak oni jasno ustalone priorytety. Nigdy nie przedłożą nowego naczółka nad wizytę kowala lub weterynarza – a niestety i takie jednostki chodzą po świecie.
Jeżeli ktoś lubi kupować i ma gdzie to wszystko trzymać, to mogę tylko mu kibicować. Wychodzę z założenia, że ze sprzętowymi potentatami dobrze jest dobrze żyć, zawsze przecież mogą coś pożyczyć. Ostatecznie zdjęcia na Facebooku w nowym użyczonym czapraku to nie jest coś, z czego tak łatwo się rezygnuje. 😉
Tekst: Judyta Ozimkowska