Za oknami coraz bardziej wiosennie, ale w stajni czekają na jeźdźców także mniej przyjemne obowiązki. Porządki w stajennej pace to akcja trudniejsza do przeprowadzenia niż mogłoby się wydawać…
Porządki w stajennej pace
Nie ma dla mnie gorszej rzeczy niż sprzątanie. Zwłaszcza, gdy jest to pozimowa paka i walające się w niej stare czapraki, zakurzony sprzęt i kanapki, które zostały po stajennej wigilii. O ile przez marzec jeszcze jestem w stanie wyprzeć istnienie niezbadanych form życia w mojej szafce, to niestety w kwietniu na pewno przestanie mi się to udawać. Głownie dlatego, że w pewnym momencie będę musiała dopychać drzwi kolanem, by móc w ogóle je jakoś zamknąć.
Niestety, w przypadku jeźdźca wiosenne sprzątanie to nie tylko ułożenie rzeczy w szafce w porządku, który wydaje się najbardziej odpowiedni. Co to, to nie. To prawdziwa walka z materią. To także (a może przede wszystkim) wypranie wszystkich bryczesów, kurtek, czapraków, owijek, podkładek, futer i wszystkiego, co tylko czeka, by złapać na siebie tonę kurzu. Do tego dochodzi pastowanie siodeł, ogłowi, wodzy i innych takich. Poza tym należy pamiętać jeszcze także o ochraniaczach, które przecież też dopominają się swojego udziału w tym rytuale czystości.
Zatem nie ma innej rady, jak się do tego zabrać. Najlepiej na tego typu akcje brać dwa dni wolnego. Jeden na rzeczywiste sprzątanie, a drugi na odreagowywanie po nim. Kiedy ja porządkuję, lepiej, by nikt się do mnie w tym czasie nie zbliżał i niczego ode mnie nie chciał. Nie jestem najlepsza w multitaskingu, a i podzielność uwagi nie jest moją mocną stroną. Dlatego też przy ogarnianiu przestrzeni mam muzykę w słuchawkach. Najlepiej jakąś energetyzującą i motywującą, bo i jest do czego zachęcać. W końcu przewalanie stert ubrań i sprzętu nie należy do najłatwiejszych i najwdzięczniejszych zadań. Jednak kiedyś trzeba przecież do tego usiąść.
Każde podejście do sprzątania dzieli się na kilka faz – wyparcie, bunt, rezygnacja, akceptacja. Każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa. W czasie wyparcia nie widzi się tego, co wypełza z szafki i nie czuje stert czapraków, które spadają nam na głowę. Podczas buntu wszystko się w nas gotuje i najchętniej spalilibyśmy pakę razem z dobytkiem. Tylko potem okazuje się, że ten popiół trzeba będzie posprzątać, wiec przychodzi rezygnacja. W czasie jej trwania uzmysławiamy sobie, że sami jesteśmy wobec brudu wszechświata jak ten pył, z którym walczymy. I nic z tym nie damy rady zrobić. Po tych burzach przychodzi ostatecznie akceptacja. I to w czasie jej trwania dochodzi do najbardziej efektywnych działań.
Mimo że początki nie są łatwe, to jednak jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że dla tych efektów warto. Naprawdę warto. Nawet jeśli w międzyczasie będzie trzeba walczyć o własne życie z warstwami pajęczyn. Uciekać przed spleśniałymi kanapkami i nie dać się pokonać armii roztoczy. Poza tym wiosenne porządki to też okazja na odnalezienie zaginionego sprzętu marek wszelakich. Ma okazje to być doświadczenie bardzo ubogacające – i to w dosłownym sensie. Nie ma przecież nic cenniejszego, niż czystość, porządek i jeszcze więcej sprzętu do kolekcji. Podobno są nawet tacy, którzy znaleźli w szafie połowę sklepu jeździeckiego (druga połowa nie nadawała się do użytku). Zatem do mioteł i ścierek – paka czeka!
Tekst: Judyta Ozimkowska