Nie od dziś wiadomo, że atmosferę w stajni tworzą przede wszystkim ludzie, którzy w niej trzymają swoje konie. Nawet jeśli jesteśmy u swojego podopiecznego dość rzadko, to z łatwością możemy wyczuć, jaki nastrój panuje wśród pensjonariuszy i jak się do siebie odnoszą. Niektórym może wydawać się, że przesadzam i nie jest to aż tak istotne. Jednak znam osoby (sama do nich należę), dla których problemy z ludźmi w stajni zaowocowały przeprowadzką.
Problemy z ludźmi w stajni
Pół biedy, jeśli nasi współpensjonariusze są po prostu niezbyt towarzyscy i rzadko ich widzimy. Wprawdzie może to być spory problem dla nieco bardziej spragnionych rozmowy i interakcji jeźdźców, ale z reguły taką sytuację da się przeżyć. Gorzej, jeżeli przenosząc konia natrafimy na dziwną grupę wzajemnej adoracji. Najczęściej jej znakiem rozpoznawczym jest obgadywanie za plecami, knucie intryg na poziomie przedszkola i bycie zwyczajnymi żmijami.
Jej przedstawiciele uwielbiają rozsiewać plotki i napuszczać na siebie niczego nieświadomych ludzi. Ich głównym zajęciem jest knucie i spiskowanie. Są mistrzami budowania napięcia i wtykania nosa w nie swoje sprawy. Z chęcią komentują postępy (a raczej ich domniemany brak) w jeździe i są pierwsi, by wytknąć każdy błąd. Jeśli mam być szczera, to organicznie takich ludzi nie znoszę. Zwłaszcza takich, którzy – udając troskę – na bieżąco informują nas o tym, co i kto sądzi na nasz temat. Oczywiście, sami są przy tym bez winy i kreują się na niewinnego posłańca.
Kiedyś przejmowałam się tego typu grupą wzajemnej adoracji i umierałam ze stresu, że zrobię coś, co spowoduje ich śmiech lub wytykanie mnie palcami. Teraz głównie zajmuję się ich ignorowaniem. Nie interesują mnie stajenne plotki i jeżeli ktoś koniecznie chce się jakimiś ze mną podzielić, to z grzeczności wysłucham i wzruszę ramionami. Częściej jednak przepraszam i odchodzę do swoich spraw.
A co z właścicielem?
Zdarza się jednak czasami, że do tych dziwnych rozgrywek staje też właściciel stajni. Wtedy to jest czas, by zabrać swoje rzeczy i się wyprowadzić. Ostatecznie płacimy za pensjonat grube pieniądze i znoszenie tego typu nieprofesjonalnych sytuacji jest co najmniej komiczne. Zwłaszcza, jeżeli zaczyna to przybierać znamiona zbiorowej paranoi. Oczywiście, zawsze warto się skonfrontować w sytuacji kryzysowej i próbować ją wyjaśnić. Jednak jeżeli druga strona swoje działania opiera na przesłankach typu „ktoś jej coś powiedział, ale nie może powiedzieć kto”, świadczy to o tym, że nie ma co szukać w niej partnera do dyskusji.
Niestety rozczaruję was – na tego typu ludzi nie ma rady. Ignorowanie jest dobre do pewnego momentu, jednak czasami poziom absurdu jest tak wysoki, że staje się nie do wytrzymania. Wtedy po prostu najlepiej się rozstać i zostawić za sobą takich ludzi oraz ich problemy. Nie ma co się łudzić, że wkupimy się w ich łaski lub zyskamy sympatię. Możemy być pewni, że w sytuacjach trudnych lub konfliktowych zostawią nas na lodzie i jeszcze dobiją. Naprawdę lepiej jest poświęcić czas i energię na prawdziwe przyjaźnie i ludzi nam bliskich. Świata nie zmienimy, ale z pewnością możemy zmienić otoczenie. I tego warto się trzymać.
Tekst: Judyta Ozimkowska