Przypadki chodzą nie tylko po koniach, lecz także po ich właścicielach. Tak, tak, chociaż to dość rzadkie, to jeźdźcy też chorują. Niestety czasem na tyle poważnie, że wyklucza to ich z możliwości jeżdżenia i trenowania. Co robić, gdy przez chorobę nie można jeździć konno?
Gdy przez chorobę nie można jeździć konno…
Choroba to spory cios zwłaszcza dla tych, którzy chcą się stale rozwijać i częste wizyty w stajni są tym, co utrzymuje ich w dobrej formie (także psychicznej). Paradoksalnie własna choroba bywa o wiele bardziej frustrująca, niż kontuzja konia. W drugim przypadku wiemy, że i tak byśmy nie pojeździli. Kiedy to nas dopada choroba, ma się świadomość, że w stajni czeka w pełni sprawny wierzchowiec, któremu nie możemy zapewnić należnego ruchu. Przynajmniej tak bywało w moim przypadku.
Kiedy mamy katar lub ból gardła, sprawa jest prosta – po kilku dniach urlopu od stajni możemy powrócić tam w pełni sił, ale co zrobić, kiedy nasza kontuzja lub niedomaganie nie należą do najłagodniejszych? Cóż, wtedy niestety musimy zagryźć zęby i przede wszystkim zadbać o siebie.
Oczywiście, zawsze kusi, by chociaż na chwilę pojechać do stajni i pojeździć nieco krócej. Niestety, zazwyczaj takie pomysły kończą się źle lub bardzo źle. Mój znajomy wsiadł na konia z nogą w gipsie… Teoretycznie tylko na chwilkę, niestety w efekcie do kompletu dostał zwichniętą drugą kostkę, bo koń się spłoszył. Ja sama jeszcze kilka lat temu potrafiłam z gorączką i kaszlem przyjechać do stajni. Dzięki takim wybrykom zwykłe przeziębienie wyewoluowało w zapalenie oskrzeli. Podobnych przykładów, kiedy przez chorobę nie można jeździć konno, mogłabym mnożyć i mnożyć. Sama wiem, jak siedzenie w domu potrafi być frustrujące, jednak jazda konna to jeden z tych sportów, który naprawdę nie sprzyja zdrowieniu. Zwłaszcza, kiedy mamy uszkodzony aparat ruchu lub zmagamy się z poważną infekcją.
Inna sprawa, że jeźdźcy niezwykle często mają tendencję do ignorowania własnych przypadłości i urazów. Do swojego konia wciąż wołają masażystów i pasowaczy siodeł (nie mówiąc już o weterynarzach), a sami chodzą z pozrywanymi mięśniami, uszkodzonymi stawami i chronicznym bólem kręgosłupa. Takie działanie bywa odbierane jako bohaterstwo. Niestety, dla mnie to zwykła głupota.
To, co może nie przeszkadza nam tak bardzo w wieku kilkunastu lat lub dwudziestu kilku lat nieleczone z pewnością odezwie się w przyszłości. Sama teraz zmagam się z problemami z szyją, które są wynikiem upadku sprzed kilku lat. Ignorowanie sygnałów wysyłanych przez nasze ciało prędzej czy później obróci się przeciwko nam. I dopiero wtedy poznamy smak naprawdę długiej przerwy od jazdy.
Dlatego jeśli coś wam dolega, to w pierwszej kolejności zajmijcie się sobą. Jeżeli wasz koń stoi w dobrej stajni i jest padokowany, to dłuższa przerwa zbytnio mu nie zaszkodzi. Owszem, zapewne spadnie z mięśni, ale tak samo byłoby wtedy, gdyby to on był niedysponowany. Z resztą zawsze można poprosić kogoś o wylonżowanie lub jazdę. Dlatego dbajcie o siebie i dajcie sobie czas na wyleczenie się. Często dla kilku chwil w stajni ryzykujemy kolejne długie tygodnie bez niej – sami widzicie, że ten rachunek jest dla nas średnio opłacalny.
Tekst: Judyta Ozimkowska