Każdy, kto ma konia lub spędza dużo czasu w stajni, chociaż raz musiał zmierzyć się z pytaniem „A ty znowu do konia?!”. Pół biedy, jeżeli mówi to obca osoba lub taka, na której zdaniu zupełnie nam nie zależy. Inaczej jest jednak, jeżeli pada ono z ust bliskich lub rodziny. Wtedy nie można jego ot tak sobie zignorować.
Gdy słyszysz “A ty znowu do konia?!”…
Niestety zdarza się, że ludzie nie rozumieją naszej pasji i mają pretensję, kiedy wybieramy się do stajni zamiast spędzać czas z nimi albo że stosujemy stajnię jako wymówkę. Ustalenie wspólnego stanowiska i dojście w tym wypadku do porozumienia bywa naprawdę trudne, ale nie niemożliwe. Najczęściej pretensje o czas spędzony w stajni mają ci, którzy sami nie mają żadnych pasji ani zainteresowań. Takie jednostki swój czas wolny najczęściej dzielą między prace a dom i jakiekolwiek inne aktywności nie są przez nich uznawane za warte uwagi. Nic dziwnego, że nie potrafią pojąć, że ktoś z własnej woli może tłuc się autobusami lub samochodem i to w pogodę, która w naszym kraju często pozostawia wiele do życzenia. Problem nasila się, kiedy jeździmy w miarę regularnie i spędzamy w stajni kilka dni w tygodniu. Wtedy tacy ludzie potrafią zalać nas falą pretensji i swojej własnej frustracji.
Jak zatem sobie z nimi radzić? Przede wszystkim nie można rezygnować z siebie i koni. Jeżeli coś daje wam radość i jest dla was ważne, to nie warto rezygnować z tego dla czyjegoś dobrego samopoczucia. Nie dość, że wy będziecie nieszczęśliwi, to po czasie poziom frustracji będzie tak wysoki, że prędzej czy później i tak wybuchniecie. Nie znaczy to jednak, że nie należy rozmawiać.
Jeżeli ktoś zarzuca nam, że zbyt dużo czasu spędzamy z naszym koniem, to w pierwszej kolejności musimy mu na spokojnie wytłumaczyć nasz punkt widzenia. Że jest to ważna część naszego życia, bez której nie wyobrażamy sobie naszej codzienności. I że pozbawieni jej nie będziemy w pełni szczęśliwi, co odbije się też na relacji z daną osobą. Warto zapytać jej wprost, jak widziałaby tę sytuację ona sama. Dzięki temu – zamiast wysłuchiwać niekończącego się pasma pretensji – skłonimy ją do przedstawienia swojego stanowiska. Będzie to punkt wyjścia do wypracowania porozumienia i pomoże szybciej uporać się z problemem. Sami też powinniśmy być gotowi na pójście na pewne ustępstwa, o ile są one w granicach rozsądku. Np. zrezygnowanie z jednego wyjazdu do stajni w tygodniu na rzecz spędzenia czasu z daną osobą lub wybrania się na rodzinny obiad. Wszystko jest kwestią dogadania się.
Zdarza się oczywiście, że dana osoba stawia nam ultimatum „ona albo konie”. Osobiście jestem zwolenniczką kończenia takiej relacji. Nie chodzi tutaj bynajmniej o jeździectwo jako takie. Gdyby dotyczyłoby to szydełkowania lub każdej innej pasji, to moja odpowiedź byłaby taka sama. Jeżeli ktoś każde nam rezygnować z tego, co daje nam radość, i grozi odejściem, to w moim odczuciu nie skończy się to niczym dobrym. Takim ludziom zawsze jest mało. Z czasem zaczną żądać od nas rezygnowania z kolejnych ważnych dla nas rzeczy, by na końcu zarzucić nam, że nie mamy własnego zdania. Naprawdę – nie warto.
Tekst: Judyta Ozimkowska