Wiadomo, że prawdziwi pasjonaci jeździectwa wolą konie prawdziwe od tych mechanicznych. Jednak nie zmienia to faktu, że w jeździectwie także samochody bywają bardzo potrzebne. Nie da się jednak zaprzeczyć, że auta koniarzy bywają bardzo…specyficzne. Na tyle, że wystarczy jeden rzut oka, by ocenić, kto jest ich właścicielem. Oto co charakteryzuje samochód prawdziwego koniarza!
Samochód prawdziwego koniarza
- Mało miejsca – ale jedynie na ludzi. Bo na brak przestrzeni nie mogą narzekać wszelkie siodła, ochraniacze, ogłowia, skrzynki i czterdzieści metrów sześciennych derek. One mają miejsca aż nadto i zdają się bardzo wygodnie sobie poczynać na każdym wolnym skrawku tapicerki. Niestety nie można tego samego powiedzieć o pasażerach, którzy nieopatrznie poprosili o podwiezienie w jakiekolwiek miejsce poza stajnią. W efekcie muszą oni najczęściej trzymać kolana tuż pod broną i uważać na głowę, by nie padła ofiarą nieujarzmionych części jeździeckiego ekwipunku.
- Zapach – no cóż, stajnia ma swój specyficzny zapach. O ile ludziom jeżdżącym nie przeszkadza on prawie wcale (ba, nawet go nie wyczuwają), to innym osobom może wydać się co najmniej specyficzny. Aromat mokrego konia zmieszany z paszą i zapachem świeżo pastowanej skóry stanowią mieszankę, którą nie każdy doceni. Niestety także w tym wypadku nie da się z tym wiele zrobić. Nawet gdyby właściciel pojazdu chciał się pozbyć tego aromatu, to jest na z góry przegranej pozycji. Zapach jest już tam na wieki i nie da się go pozbyć za pomocą żadnych znanych ludzkości środków.
- Pasza – która jest wszędzie. Począwszy o źdźbeł siana i słomy, które wbijają się w tapicerkę i siedzenia pasażerów, aż po walające się wszędzie granulki granulatu i płatków pochodzących z czternastu rodzajów musli. Te drobinki znakomicie czują się w przestrzeni samochodu i nie mają absolutnie żadnego problemu z tym, że najczęściej nie są mile widziane. Mało tego – w jedynie sobie znany sposób potrafią wyemigrować do torebek i plecaków używanych poza stajnią. Sprawia to, że potrafią na przykład wypaść z plikiem kartek na spotkaniu służbowym.
- Zniszczone zawieszenie – ono razem z piszczącymi klockami hamulcowymi to duet idealny. Nic dziwnego. Po kilku miesiącach zmagania się z wyboistym dojazdem do stajni każdy by miał serdecznie dość życia. W takich warunkach nie ma szans na zachowanie dobrej formy i pełnej sprawności. Nie oczekujmy zatem, że nasz samochód wyjdzie z takich sytuacji bez szwanku. Lepiej zawczasu mieć założony fundusz, na który znajomi i rodzina będą mogli wpłacać pieniądze, które pójdą na naprawy naszego konia…mechanicznego.
- Naklejki – wszędzie naklejki. Koń skaczący, pasażujący lub westernujący. Żaden szanujący się koniarz nie pozostawi swojego samochodu bez widocznej informacji, czym zajmuje się jego właściciel. W końcu o ile milej jest widzieć, że nawet w korku lub na parkingu otaczają nas ludzie, którzy dzielą z nami pasję?
Tekst: Judyta Ozimkowska