Koniarze, jak każda grupa społeczna, mają swoje mniejsze lub większe sekrety i tajemnice. To taki ich znak rozpoznawczy, który jest właściwy tylko im. Postanowiliśmy odkryć i przedstawić wam sekretne zachowania koniarzy!
Sekretne zachowania koniarzy
- Piorą czapraki w domowej pralce – gdy tylko dom opustoszeje i nie ma potencjalnych świadków zbrodni, koniarz dokonuje wrogiego przejęcia pralki. Tak, by nikt z domowników się nie zorientował szybko rzuca tam czapraki, derki i kantary i ustawia wszystko na maksymalnie szybki program. Kluczowe jest to, by zdążyć wyjąć pranie, zanim ktokolwiek się zorientuje. Należy przy tym pamiętać, by usunąć ślady przestępstwa. Kłębki sierści w bębnie i dookoła pralki mogą nas zdradzić i narazić na gniew pozostałych mieszkańców. Zwłaszcza, gdy przyjdzie do płacenia za fachowca, który będzie musiał czyścić filtr z kilogramów sierści.
- Podjadają paszę – stajnie najczęściej są dość daleko od ludzkich siedzib, więc wszyscy chodzą głodni. O ile koniarze jakoś się trzymają przed szerszą publicznością, to gdy tylko zostają sami, kierują się w stronę paszarni. Tam oddają się nagannym praktykom wyjadania jabłek, marchwi i co smaczniejszych kąsków z paszy. Szczególną popularnością cieszy się owocowe musli. Nic tak nie zagłusza głodu, jak kilka ziaren kukurydzy i kawałki suszonych marchewek.
- Skaczą przez przeszkody – poważni i zdystansowani za dnia, stają się królami parkuru, gdy z horyzontu znikają ludzie. Wtedy w koniarzach budzi się duch prawdziwego sportowca. Kłusowanie przez drągi lub skakanie przez niskie stacjonaty to zaledwie kropla w morzu ich możliwości. Do tego dochodzi galopowanie i zmiany nogi co foule. Wystarczy jednak, że dostrzegą jakąkolwiek istotę ludzką, by zaprzestali tych popisów i wrócili do świata normalnych ludzi.
- Wyjmują słomę – zarówno z włosów, jak i ubrań (nie wspominając o butach). Gdy tylko nie są niepokojeni przez ciekawskie spojrzenia, koniarze wyjmują rolki do ubrań i poddają swoje ubranie szczegółowej analizie. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, kiedy ze stajni muszą wyjść prosto do ludzi. Noszenie na sobie snopka słomy nie rokuje najlepiej na zacieśnianie relacji w grupie.
- Przeglądają się w lustrze – czy aby na pewno nie mają na twarzy kilograma kurzu i smug z błota po opuszczeniu stajennych murów. Nie mówiąc o fryzurze przypominającej stóg siana. Takie szybkie sprawdzenie wygląda pozwala im żyć w iluzji, że jednak można jeździć do stajni i jakoś wyglądać. Może nie tyle dobrze, co po prostu…jakoś.
- Wąchają swoje ubrania – czasami trudno połapać się, czy zapach jest jeszcze znośny dla śmiertelników, czy może osiągnął już punkt krytyczny. Jest to sprawa dość delikatna zwłaszcza w zatłoczonym autobusie, którym wracamy od naszego podopiecznego. Pół biedy, kiedy możemy wcześniej się przebrać. Gorzej, jeśli wracamy w stajennym zestawie (bryczesy, dziurawe podkolanówki i stara kurtka). Wtedy szybki niuch pozwala ocenić hipotetyczną toksyczność naszego aromatu dla nieobytej z nim części społeczeństwa.
Tekst: Judyta Ozimkowska