Studia i koń – jak połączyć ze sobą te dwie sprawy? Czy to w ogóle możliwe?
Niektórzy wyczekują informacji o tym, gdzie dostali się na studia z ekscytacją, ale też niepokojem. Głównie dlatego, że nieraz pewnie słyszeli z ust rodziców i znajomych, że razem ze studiami kończy się dla nich również jeździecki etap w ich życiu. Po serii dobrych rad w stylu „teraz musisz sprzedać konia” albo „konie to zobaczysz sobie na zdjęciach” może się odechcieć wszystkiego – zwłaszcza studiowania. Jako osoba, która kupiła konia tuż przed samą maturą często musiałam wysłuchiwać tego typu proroctw. Oczywiście nie muszę dodawać, że żadne z nich się nie sprawdziło.
Studia i koń
Zdradzę wam sekret – pójście na studia albo do pracy nie oznacza, że wasze życie się kończy, a bycie dorosłym nie równa się rezygnacji z marzeń i planów. Wręcz przeciwnie. To właśnie okazja, by zacząć żyć po swojemu, chociaż czasami bywa to bardzo trudne. Swojego konia kupiłam tuz przed maturą, czyli teoretycznie w czasie, który absolutnie się do tego nie nadawał. Oczywiście miałam przez to nie zdać egzaminów i do końca życia być skazana na pomoc społeczną i życie na zasiłku. Niestety dla niektórych, nie tylko dobrze zdałam maturę, lecz także dostałam się na studia i to takie, które były blisko 400 kilometrów od mojego domu. Nie będzie zaskoczeniem jeśli powiem, że nie było to równoznaczne ze sprzedaniem Karsona i zaprzestaniem jakichkolwiek aktywności związanych z jeździectwem. Zwyczajnie się zaparłam i całe długie pomaturalne wakacje spędziłam na zarabianiu na utrzymanie mojego ślązaka przez kolejny rok. Nawet mi się to udało, chociaż nie było łatwo – przyznaję.
Na początku studiów mój koń stał w Opolu, by po roku pójść w moje ślady i wybrać się na wycieczkę do Warszawy. Po siedmiu godzinach transportu przybył do stolicy i od tego czasu nie rusza się z niej zbyt daleko. Minęło siedem lat a mój koń i ja mamy się dobrze. Zdążyłam skończyć studia, zacząć pracować a nawet wziąć kredyt (czyli robić to, co teoretycznie powinni robić dorośli ludzie) – przez ten cały czas mój koń był ze mną i nigdy nie musiałam przez niego z czegoś zrezygnować. Powiem więcej – gdybym nie kupiła Karego przed studiami, zapewne nie kupiłabym go i po nich. Być może nawet naprawdę zrezygnowałabym z jeździectwa. Na szczęście postanowiłam nie słuchać wątpliwej jakości doradców i posłuchać siebie (tak, wiem jak to brzmi). Wyszło mi to tylko na dobre. To koń zmobilizował mnie do wczesnego zaczęcia pracy i szukania kolejnych (w końcu coś jeść musi). Dzięki niemu nauczyłam się zarządzania czasem i chociaż zdarzało mi się być u niego rzadziej, to wciąż wiedziałam, że na mnie czeka. To była myśl, która często utrzymywała mnie przy zdrowych zmysłach i dawała wytchnienie w momentach, w których było naprawdę marnie.
Zatem jeżeli boicie się, że razem z początkiem studiów skończą się w waszym życiu konie, to uspokajam – nie musi tak być. Studia i koń są do pogodzenia. Wszystko zależy od was. Nawet jeżeli nie możecie sobie pozwolić na utrzymanie własnego wierzchowca, to zawsze możecie jeździć do stajni i trenować. Pozostaje też opcja współdzierżawy konia, kiedy już trochę ustabilizujecie swoje studenckie życie. Zawsze jest rozwiązanie, zatem korzystajcie z wakacji i głowa do góry!
Tekst: Judyta Ozimkowska