Ostatnie tragiczne w skutkach wypadki na torze w Cheltenham ściągnęły na organizatorów listopadowej 3-dniówki falę krytyki. Złych słów nie szczędzili nie tylko przeciwnicy wyścigów konnych, lecz także sami ich uczestnicy.
Wypadki na torze w Cheltenham
3-dniowe The November Meeting, które w dniach 17-19 listopada, odbyło się na torze wyścigów konnych w Cheltenham (Wielka Brytania) poza wielkimi wygranymi było niestety tragiczne w skutkach. W trakcie zaledwie 3 dni wyścigowych na torze tym miały miejsce aż 4 wypadki śmiertelne, w których zginęły ścigające się konie.
W piątek, 17 listopada, doszło do dwóch z nich. Jak podają brytyjskie media, najpierw po gonitwie przeszkodowej uśpiony został 4-letni Counter Shy, a następnie – Need To Know, który startował w gonitwie przełajowej. Przyczyną zgonów obydwu koni były poważne urazy kończyn.
Niestety, do wypadków doszło także w pozostałe dwa dni wydarzenia. W sobotę w wyniku potknięcia się i upadku zginęła 5-letnia Glenmona, w niedzielę natomiast po fatalnym upadku podczas pokonywania przeszkody uśpiony został wałach London Prize.
W wyniku tych zdarzeń tegoroczna liczba śmiertelnych incydentów na torze w Cheltenham wzrosła już do 11. Dla porównania w zeszłym roku było to 10 takich przypadków.
Zdarzenia z minionego weekendu wzbudziły falę krytyki. Poza przeciwnikami wyścigów konnych przyłączyli się do niej także sami ich uczestnicy, czyli dżokeje. Brian Hughes, zdobywca drugiego miejsce na Cloudy Dream w sobotniej gonitwie o nagrodę Shloer, był jednym z tych, którzy o warunkach panujących na torze wypowiadali się najbardziej kategorycznie.
“Organizatorzy powinni się wstydzić. Tor jest za bardzo nawadniany i podłoże jest fatalne” – powiedział Hughes w wywiadzie dla ITV Racing. Z kolei Simon Claisse, który reprezentuje Chentleham Racecourse, twierdzi, że przyczyną bardzo mokrego podłoża były złe warunki pogodowe (ulewy), a przez ostatnie 3 tygodnie tor w ogóle nie był podlewany i przed The November Meeting był w doskonałym stanie .
W sprawie głos zabrała także organizacja Animal Aid, zajmująca się walką z przemocą i nadużyciami stosowanymi wobec zwierząt. Dene Stansall, tamtejsza konsultantka ds. wyścigów konnych, twierdzi, że brytyjski Jockey Club i British Horseracing Authority nie mogą już dłużej przymykać oka na takie wydarzenia, przedstawiając je jako “niefortunne wypadki”. Według Stansall osoby odpowiedzialne za te oraz podobne incydenty muszą ponieść odpowiedzialność, a jeżeli będzie trzeba, Animal Aid będzie starać się nawet o zamknięcie toru.
Tekst: Magdalena Pertkiewicz