Koń na zwolnieniu lekarskim to spory problem. Nie tylko dla niego samego, lecz także dla jego właściciela. Nie chodzi tu nawet o koszty leczenia, lecz o zapewnienie choremu rumakowi odpowiedniej porcji rozrywki i zabawy.
Koń na zwolnieniu lekarskim
Pół biedy, jeżeli nasz pacjent może wychodzić na padok. Wtedy przynajmniej ma do dyspozycji inne konie, z którymi może podzielić się opiniami na temat trudu życia rekonwalescenta. Jeżeli w dodatku może on chodzić na spacery w ręku, to właściwie jesteśmy w domu.
Sama ostatnio byłam zmuszona spacerować ze swoim koniem przez godzinę dziennie. Na szczęście obok naszej stajni jest las, także mogłam fundować swojemu chorowitkowi regularne “przebieżki” dla zdrowotności. Nie tylko pozwoliło to zająć czymś jego wystaną i niecierpliwą głowę, lecz także umożliwiło mi poznanie okolicznych tras, które można przeznaczyć na wypady terenowe. Poza tym takie spacerowanie we dwójkę buduje pewność siebie u konia i uczy go, że możecie sobie zaufać na nieznanym gruncie. To także przetarcie szlaków przed wyjazdem do lasu wierzchem. Jeżeli mamy w perspektywie dłuższy okres takich spacerów, można pomyśleć o poszukaniu kompana. Nie musi to być drugi rekonwalescent. Równie dobrze może być to ktoś, kto sam boi się jeździć w tereny w siodle i leniwy stęp za ogonem w zupełności mu wystarcza. Dzięki temu ty zyskujesz kompana do rozmowy, a twój koń mniej stresuje się takimi wypadami (jeżeli na przykład nie przywykł do samotnych wycieczek po lasach).
A gdy musi zostać w boksie…
Niestety czasami kontuzja jest na tyle poważna, że nasz zwierzak musi długie tygodnie (a nawet miesiące) stać w boksie. Poza takimi problemami, jak izolacja od stada i brak ruchu, pojawia się także wróg numer jeden – nuda.
Co wtedy zrobić? Dać zajęcie. Wskazane będą tutaj wszelkie lizawki, zabawki do boksu, a nawet zwykła siatka na siano z małymi oczkami. Wszystko, co ma w sobie jedzenie, ale jednocześnie ogranicza do niego dostęp, jest strzałem w dziesiątkę. Zajęty dobieraniem się do smakołyków koń nie będzie mieć czasu myśleć nad swoim marnym losem. Końskiemu pacjentowi można puszczać także radio w czasie, kiedy w stajni nie ma innych koni. Jeżeli zamkniecie ma trwać długo, dobrze jest porozmawiać z właścicielami innych koni, czy nie zgodziliby się, by ich zwierzęta rotacyjnie dotrzymywały towarzystwa naszemu podopiecznemu. Czasami nawet kilka godzin w ciągu dnia robi koniowi ogromną różnicę. Z tego powodu warto pomyśleć o takim rozwiązaniu.
Odwiedziny – ważna sprawa
Wiele osób zapomina, że dla stojącego w boksie konia rozrywką jest także sam nasz przyjazd. Długie i dokładne czyszczenie, głaskanie, a nawet siedzenie z koniem w boksie to idealna okazja do budowania relacji. Taki czas, w którym jesteśmy z naszym koniem, ale nic od niego nie chcemy, może być ważną lekcją na wspólnej drodze.
Osobiście muszę przyznać, że po każdym areszcie boksowym zauważyłam, ze mój koń jakby bardziej cieszy się na mój widok. Może było to złudzenie (po pójściu do pracy ten entuzjazm natychmiast mu mijał), jednak mimo wszystko chcę wierzyć, że wspólne godziny spędzone w boksie jakoś się opłaciły.
Dlatego jeżeli nasz koń jest na L4, nie ma co się załamywać. Trzeba wziąć się w garść i wspólnie stawić czoła takiej sytuacji. I zrobić wszystko, by nasz rumak nie zanudził się na śmierć.
Tekst: Judyta Ozimkowska