Bardzo często obserwuję w stajniach taką zależność: jeździec podczas jazdy z instruktorem radzi sobie świetnie – wszystkie ćwiczenia wychodzą dobrze, wszystko „działa”. Następnego dnia, ten sam jeździec pracuje sam i nic mu nie wychodzi, nagle koń nie słucha, albo nie da się wykonać ćwiczenia, które jeszcze wczoraj wychodziło idealnie! Czemu tak się dzieje? Gdzie znika jeździecka samodzielność?
Mam pewne wnioski na ten temat – są to jednak moje osobiste obserwacje. Jeździec pozostawiony sam sobie po prostu nie wie, co ma właściwie robić. Jeśli coś idzie nie tak – nie wie co skorygować. Czujne oko instruktora potrafi zauważyć nawet drobne błędy jeźdźca, które rzutują na jakość wykonywanego ćwiczenia. Jeżeli jeździec jeszcze nie utrwalił sobie właściwych nawyków, to może nieświadomie popełniać wciąż te same błędy.
Po co to robię?
Drugim aspektem tej sprawy jest to, że jeździec po prostu… nie wie, po co wykonuje ćwiczenia. Jaki one mają cel, co korygują, co pozwalają osiągnąć? Jeżeli tego nie wiemy, to wszelkie wykonywane figury stają się tylko sztuką dla sztuki. Ćwiczenia wykonywane automatycznie, bez zrozumienia, nawet prawidłowo wykonane – nie nadają się do niczego, ponieważ jeździec nie wie, w którym momencie ich użyć i po co. Dla przykładu opiszę sytuację, której kiedyś się przyglądałam. Młody jeździec, odnoszący sukcesy w ujeżdżeniu, jeździł bez trenera na dosyć trudnym koniu, ciągnącym mocno do przodu. Wierzchowiec szedł mocnym kłusem i nie dawał się skrócić do wolniejszego tempa. Ciągnięcie za wodze nie odnosiło skutku, koń napierał jeszcze mocniej w przód. Jeździec nie wiedział co może więcej zrobić i zaczął mi się skarżyć, że mu nie idzie. Na moją podpowiedź, żeby porobił przejścia do stępa lub do stój, aby koń zaczął respektować działanie ręki, lub żeby wykorzystywał ciasne wolty, na których koń sam zwolni – nie zareagował, tylko wrócił do pracy i znów jeździł po długich prostych i dalej pożądanego efektu nie uzyskał.
Ten przykład obrazuje, że jeźdźcom często brakuje zrozumienia tego, co właściwie robią. Moim zdaniem, jeżeli mamy wątpliwości co do wykonywanych poleceń, zawsze powinniśmy pytać instruktora: Dlaczego mam to wykonać właśnie teraz? Jak mam to prawidłowo wykonać? Co mam osiągnąć? Co mam poczuć? Instruktor z kolei powinien rozwiać wszelkie wątpliwości jeźdźca. Jeżeli prowadzący jazdę odpowie coś w stylu „Bo ja tak mówię”, albo co gorsza zacznie krzyczeć, żeby jeździec „Się nie mądrzył”, to lepiej zmienić trenera. Takie pokrzykiwania bardzo często świadczą o tym, że instruktor niestety sam nie do końca wie, dlaczego każe wykonywać takie, a nie inne ćwiczenia, i co one właściwie dają. Co innego, jeżeli da wskazówki i poczeka aż jeździec sam poczuje o co chodziło. Takie działanie jest o wiele bardziej wskazane, ponieważ rozwija u jeźdźca właściwe wyczucie.
Jeździecka samodzielność
By rozwijała się nasza jeździecka samodzielność, polecam przede wszystkim… samodzielną jazdę. Przynajmniej od czasu do czasu. Dobrze jest wtedy zwrócić uwagę, z jakimi rzeczami mamy problemy, co chcemy poprawić u siebie lub u konia. Z tą wiedzą można pójść do instruktora i poprosić o poradę dotyczącą tego konkretnego problemu. Jeżeli uda się z nim i zrozumiemy, czemu wykonujemy korekty tak, a nie inaczej – wtedy nasza wiedza jeździecka się poszerzy. Polecam również czytać jak najwięcej książek i wykorzystywać z nich dla siebie co tylko się da. Wykonywanie zalecanych w nich ćwiczeń i obserwowanie, czy przynoszą pożądane efekty, poprawia bardzo wyczucie jeździeckie. Jeździecka samodzielność przydaje się również, jeżeli często jeździmy sami i nie mamy zbyt często możliwości, by pojeździć z trenerem.
Ja zaczęłam już trochę samodzielnie jeździć gdy miałam 14 lat. Jeździłam wtedy na dosyć trudnej do jazdy klaczy po przejściach, która była bardzo twarda w pysku i zaczynała galopować na nabieranie wodzy. Byłam wtedy zmuszona do tego, by samodzielnie wynajdywać i wprowadzać w życie rozmaite metody, które pozwoliłyby mi na lepszą współpracę z tym koniem. Jeżeli nie byłam czegoś pewna rozmawiałam z instruktorami lub lepszymi jeźdźcami. Być może było to spowodowane moim charakterem i tym, że z natury jestem dociekliwa. Z perspektywy czasu widzę, że dzięki tym doświadczeniom zyskałam bardzo wiele, ponieważ dzięki temu mogłam sama eksperymentować, wprowadzać w życie zdobytą wiedzę i sprawdzać co działa, a co nie. Z biegiem lat ta ciekawość mi na szczęście nie zniknęła, dzięki czemu jestem wciąż otwarta na nową wiedzę i doświadczenia. Czasem nie jest to łatwe, ale w gruncie rzeczy się opłaca. Człowiek myśli wtedy sam, a nie tylko polega na innych.
Tekst: Karolina Piechowska