Ostatnio do naszej stajni zawitał hiszpański trener Juan Romero Mancera. Przyjechał prywatnie do mojej koleżanki ze stajni, która posiada andaluza i interesuje się klasyczną szkołą jazdy. Stwierdziłam, że nie mogę przepuścić takiej okazji i zdecydowałam się wziąć kilka treningów. To był strzał w dziesiątkę, bo klasyczna szkoła jazdy z ziemi pomogła mi i mojej klaczy w rozwiązaniu problemu z piaffem.
Klasyczna szkoła jazdy z ziemi
To był mój pierwszy kontakt z hiszpańskim stylem nauki i muszę powiedzieć, że jestem bardzo miło zaskoczona efektami naszych trzydniowych konsultacji. Nasze treningi polegały przede wszystkim na pracy z ziemi. Tylko pierwszego dnia pokazałam Juanowi mojego konia pod siodłem. Trener stwierdził, że nie widzi tu większych błędów, więc rozpoczęliśmy pracę w ręku.
Problemem, z którym się do niego zwróciłam, był piaff z ziemi. O ile z siodła nigdy nie miałam specjalnych problemów z tym ćwiczeniem, to podczas pracy z ziemi moja klacz robiła się bardzo nerwowa. Pchała się na mnie z taką siłą, że nie mogłam jej utrzymać na ścianie, mocno oddawała zadem lub wypadała zadem. Juan jej zachowanie skorygował w około 20–30 minut! Spokojnie i konsekwentnie pokazywał jej, jakiego zachowania oczekuje i szczodrze chwalił, gdy tylko uzyskał pożądaną reakcję. Klacz, pomimo początkowej ogromnej złości, po krótkiej chwili wyciszyła się i zaczęła chętnie współpracować. A ja obserwowałam i wyciągałam wnioski.
Juan przede wszystkim nie pozwalał jej wchodzić w swoją przestrzeń osobistą. Jeżeli pchała się na niego łopatką, szybko korygował to za pomocą mowy ciała i wodzy. Drugą linią obrony mojego konia były próby raptownego wyskoczenia do przodu, ale i to trener dusił w zarodku. Trzecim sposobem było wchodzenie zadem do środka, czyli mocne skrzywienie. Tu również Juan ustawieniem swojego ciała i sygnałami batem ustawiał konia z powrotem na ścianie. Gdy wszystkie te próby uniknięcia wykonania ćwiczenia zostały skorygowane, koń szybko zaczął proponować piaff. Oddawanie z zadu zniknęło, gdy klacz zrozumiała ćwiczenie i przestała się irytować.
Na koniec koniec poprosił konia o ustępowanie zadem i łopatkami. Następnie wytłumaczył mi, co zrobił i po co te ustępowania właściwie były. Otóż mając kontrolę nad łopatkami i zadem, jesteśmy w stanie szybko skorygować pozycję konia w momencie, w którym chce on uniknąć mocniejszego zaangażowania. Jest to również świetne ćwiczenie na zaangażowanie zadu konia oraz rozluźnienie łopatek.
Kolejne treningi
Drugiego dnia pracowaliśmy tylko z ziemi. Tym razem Juan zrobił krótkie przypomnienie dotychczasowych ćwiczeń i następnie moim zadaniem było prawidłowe ich wykonanie. Ćwiczyliśmy zarówno na kawecanie oraz z wodzami w rękach. Trener na bieżąco korygował moją postawę i mowę ciała. Stopniowo przechodziliśmy do trudniejszych ćwiczeń. Okazało się, że mojej klaczy odpowiada ten typ pracy i Juan bardzo ją chwalił, ponieważ nie każdy koń tak szybko i chętnie akceptuje pracę w ręku.
Trzeciego dnia szybko powtórzyliśmy podstawowe ćwiczenia, a następnie skupiliśmy się na piaffie. Wcześniejsza praca musiała zostać wykonana dobrze, ponieważ nie było już żadnych problemów z wykonaniem tego trudnego elementu. Korzystając z tego, że mój koń jest rozluźniony i chętny do pracy, skupiliśmy się na impulsie i zaangażowaniu zadu. Metodą małych kroczków i częstego nagradzania udało się osiągnąć kilka naprawdę dobrych kroków piaffu.
Jeśli chodzi o pracę z ziemi – jestem samoukiem. Wszystko, co umiem, wyczytałam z książek, podejrzałam, wywnioskowałam z rozmów i konsultacji z mądrzejszymi ode mnie albo osiągnęłam metodą prób i błędów. Teraz – korzystając z okazji i możliwości spotkania z hiszpańskim trenerem – dostałam sporą dawkę konkretnej wiedzy, która na pewno pomoże mi podczas mojej pracy z końmi. Dostałam do ręki nowe “narzędzia”, które pozwolą mi na bardziej efektywną pracę. Zawsze, gdy mam możliwość, staram się poszerzać moją wiedzę i horyzonty i was także do tego zachęcam! W tym wypadku nieskorzystanie z pomocy Juana byłoby grzechem… 😉
Tekst: Karolina Piechowska