Dziś pierwszy dzień jesieni – nie trzeba nikomu przypominać, z czym się ona zazwyczaj łączy. Coraz krótsze dni, szary krajobraz i wszechogarniające błoto. W takim otoczeniu nie jest trudno dać dopaść się chandrze i zniechęceniu. Zwłaszcza, kiedy zamiast grzać się w łóżku, musimy pędzić w deszczu do naszego konia… Jesienna chandra a jeździectwo – jak sobie z nią poradzić?
Jesienna chandra a jeździectwo
Jesiennej sytuacji nie poprawia fakt, że złota polska jesień zaszczyca nas swoją obecnością z reguły przez kilka pierwszych dni tej kalendarzowej. Potem musimy mierzyć się z wiatrem, deszczem i zamarzającymi stopami. Krótko rzecz ujmując – nie jest lekko. Całej sprawy nie ułatwia także fakt, że nasz koń nie dość, że obrasta futrem jak mamut, to jeszcze regularnie obtacza je w błocie i piachu. Nic, tylko załamać ręce.
Jakby tego było mało nasze piękne derki i czapraki w miarę upływu jesieni stopniowo tracą swój kolor. Po miesiącu nie jesteśmy sobie w stanie przypomnieć, jak wyglądały w dniu zakupu. Wszystkie są brązowe z lekką domieszka zieleni i gruzu. Nie mówiąc o dziurach i przetarciach. Każde z nich zostawia podobny ślad na twoim sercu. Znam to z autopsji. Miliony wydawane na sprzęt w obliczu jesieni wydają się pieniędzmi wyrzuconymi – nomen omen – w błoto. W zderzeniu z wodą i brudem i tak nie widać, jakiej co jest marki i jaki ma kolor lub wzór.
Na szczęście jesienną chandrę można pokonać, a przynajmniej wychować na tyle, by nie uprzykrzała nam życia. Po swoim przykładzie wiem, że przede wszystkim należy sobie zorganizować grupę wsparcia stajennego, która będzie służyć nam dobrą radą w czasie kryzysu. Muszą to być osoby, które będą nam w stanie powiedzieć „jedź do konia”, a my ich posłuchamy. Poza tym w towarzystwie zawsze lepiej znosi się trudny i mokry czas.
Na mnie podziała także zmiana stajni. Niestety, nawet najbardziej urokliwe miejsce często przegrywa z niesprzyjającą aurą. To, co chwytało za serce latem, jesienią i zima może być powodem płaczu i zgrzytania zębów. Zapewniam Was, że stajenna chandra jest o wiele mniejsza, kiedy w perspektywie nie ma się godzinnego moknięcia na placu. Zakryty lonżownik lub hala to rzeczy, które znacząco podwyższają komfort życia. Jeżeli dołożymy do tego ogrzewane pomieszczenie stajenne, to naprawdę robi się miło. Nic tak nie obniża motywacji, jak wizja marznięcia i przebierania się w lodowatym pomieszczaniu. Uwierzcie mi.
Z doświadczenia wiem jednak, że najlepiej działa przypominanie sobie, po co do stajni w ogóle jeździcie. W sumie nie pamiętam wyjazdu do konia, którego bym żałowała. Tutaj panuje zasada trochę podobna do tej dotyczącej treningu na siłowni. Mało kto, jak już dotoczy się na miejsce, ma sobie za złe, że jednak dojechał. Jednak widok i dotyk miękkich chrapek potrafi wynagrodzić bardzo wiele. Poza tym warto pamiętać, że jesień w końcu minie i pojawi się wiosna. Wprawdzie po drodze zahaczy także o zimę, ale tym nie powinniśmy się przejmować. W końcu biały puch w porównaniu z błotną breją nie jest taki straszny. A potem to już z górki. 😉
Tekst: Judyta Ozimkowska