Konie to ważna część naszego życia. Nic dziwnego, że chcemy dzielić się ich przygodami ze światem. Jednak konie na Facebooku to nie dla wszystkich taka atrakcja, jak dla nas. Jak nie przesadzić z epatowaniem swoim hobby?
Konie na Facebooku
Wyjątkowo udany trening, przepiękny czaprak lub niesamowicie śmieszna mina naszego wierzchowca – nie ma nic złego w pokazywaniu tego typu zdjęć znajomym, jednak trzeba znać umiar w tej materii. Inaczej ryzykujemy, że ludzie zaczną mieć nas i naszych koni zwyczajnie dosyć.
Oczywiście, zaraz da się słyszeć głosy oburzenia, że w takim razie po co nam tacy znajomi, którzy nie rozumieją naszej pasji. No cóż, mimo wszystko stoję na stanowisku, że ludzka cierpliwość ma swoje granice, które mogą nie wytrzymać bombardowania kolejną solidną porcją słodkich chrapek naszego słoneczka. Sama mam konia i mam przyjaciół oraz dalszych znajomych, którzy też mają własne lub dzierżawione wierzchowce. Wśród nich są ludzie, którzy praktycznie nie wrzucają niczego, co dotyczy ich koni, są osoby robiące to rzadko, ale są tez prawdziwi władcy mojej tablicy na Facebooku.
Codziennie wrzucają po kilka, a czasem nawet kilkanaście zdjęć swojego konia. Ba, robią całe galerie, w których kolejne ujęcia różnią się tylko delikatnym kątem obrócenia ucha. Zatem przed moimi oczami przewijał się koń jedzący, koń stojący, koń śpiący, koń stojący w innej pozycji, koń jedzący coś innego i obowiązkowo koń pod siodłem. Niestety zdjęciom tym daleko do artyzmu, a i ujęcia z treningów pozostawiają bardzo wiele do życzenia. Jeśli dodamy do tego przesadnie ckliwe lub silące się na bycie zabawnymi opisy, to mamy prawdziwą mieszankę wybuchową. Jakby tego było mało, to tacy ludzie udostępniają nawet wspomnienia sprzed miesiąca czy dwóch, w których oczywiście koń gra główną rolę. Nie muszę dodawać, że jedynymi istotami, dla których te zdjęcia są w jakikolwiek sposób ciekawe, są robiące je osoby? W końcu poukrywałam posty tych ludzi na swojej tablicy, bo byłam nimi zwyczajnie zmęczona. Muszę przyznać, że nie odczuwam szczególnie ich braku.
Nie dla każdego taka atrakcja
Nie ma nic złego w chwaleniu się swoją pasją, ale nawet czołowi zawodnicy na swoich profilach wrzucają góra jedno zdjęcie, a i to nie codziennie. Oczywiście osoby nałogowo chwalące się końmi na Facebooku mają pełne prawo to robić. Muszą mieć jednak świadomość, że z czasem mogą być jedynymi osobami, które je widzą, bo cała reszta je ukryje albo wyrzuci ich ze znajomych. Oni sami będą zaś postrzegani jako nieciekawi ludzie, którzy są w stanie mówić tylko o koniach, a raczej tylko o swoim koniu. Takie działanie powoduje też, że jeżeli wydarzy się coś naprawdę istotnego w ich jeździeckim życiu, to przejdzie to zupełnie bez echa.
Dlatego apeluję – warto dawkować ludziom przyjemność obcowania z naszym koniem przez Internet. Nie mówiąc o tym, że kiedy przestaniemy wrzucać zdjęcia co kilka minut, będziemy mieć więcej czasu na stajnię i jazdę konną. Znam ludzi, którym pół godzinnego treningu zajmuje ustawienie konia w stój do zdjęcia tak, by miał uszy skierowane do przodu. Wygląda to o tyle komicznie, co smutno. Dlatego naprawdę – nie idźcie tą drogą. Istnieje świat poza tym wirtualnym i jeżeli koniecznie chcemy pokazać znajomym naszego wierzchowca, to zabierzmy ich na wycieczkę do stajni. Wszyscy wtedy będą zadowoleni.
Tekst: Judyta Ozimkowska