Postępy w jeździectwie mają niestety to do siebie, że nie są czymś, co mamy raz na zawsze. Czasami może przytrafić się nam także regres w jeździectwie. Czy to powód do załamania? Jak sobie z nim poradzić?
Regres w jeździectwie
Właściwie czasami trudno nawet określić, co nam pomaga, a co przeszkadza w zdobywaniu kolejnych jeździeckich szczytów. Czasami przecież wsiada się na konia po tygodniu przerwy i chodzi jak złoto. Z kolei innym razem po serii udanych treningów pełnych zaangażowania obu stron przychodzi moment totalnego regresu. I nikt tak naprawdę nie wie, co się dzieje. Jeździec czuje się wtedy jak na początku swojej przygody z rekreacją, a koń nagle zapomina, co ma zrobić z nogami. Jednak nawet tego sytuacje zawsze są po coś.
Żeby nie było, że łatwo mi mówić. Sama regularnie zaliczam masę regresów w siodle i skłamałabym pisząc, że nigdy się nimi nie przejmuję i podchodzę do nich racjonalnie. Czasami zdarza się, że mimo usilnych chęci i racjonalizowania sobie pewnych rzeczy, schodzę z konia załamana i z silnym postanowieniem przerzucenia się koniki na kijkach…
Ale faktem jest, że przez lata doświadczania kolejnych porażek i cofania się w jeździeckim rozwoju powoli wypracowuję sobie schemat radzenia sobie z tym podobnymi przygodami. Oczywiście, kiedy nie jestem w stanie skłonić konia do wyjechania ładnej wolty lub zagalopowania z dobrej nogi, czuję się gorzej niż źle. Ale o ile kiedyś musiałam poświęcać sporo czasu na rozmowy z samą sobą, o tyle teraz z o wiele większą łatwością przychodzi mi śmianie się z moich potknięć. Zdarzają się dni, kiedy rozpamiętuję moją porażkę, jednak więcej jest takich, podczas których już się nie przejmuję nią tak bardzo.
Regresy są potrzebne?
Z resztą jak banalnie by to nie zabrzmiało takie regresy są mi bardzo potrzebne. Pokazują, ile jeszcze pracy mnie czeka i na czym powinnam się skupić, by być lepszym partnerem dla swojego konia. Są także regularnym przypominaniem mi, że forma jeździecka robi się nie tylko w siodle i skłaniają mnie do mądrego wysiłku fizycznego. Poza tym to naprawdę niezła szkoła cierpliwości i pokory.
Nic tak nie przypomina o tym, że za błędy konia w prawie wszystkich przypadkach odpowiadają źle zastosowane pomoce i niejasne sygnały. Bo gdyby było inaczej twoja trenerka lub trener nie robiliby bez problemu elementów, nad wyegzekwowaniem których męczyłaś lub męczyłeś się przez ostatnie pół godziny. Takie przypomnienie jest cenne zwłaszcza wtedy, kiedy na fali samozadowolenia myślimy, że pozjadaliśmy wszystkie rozumy.
Dlatego przestałam już demonizować regres jeździecki i nawet go na swój sposób polubiłam. W końcu skoro i tak nie mam wpływu na to, kiedy nadejdzie, to bez sensu jest z nim walczyć. Lepiej jest po prostu polubić dziada i posłuchać, co ma do powiedzenia. W większości przypadków będą to naprawdę ciekawe rzeczy, dlatego warto się z nim (chociaż trochę) zaprzyjaźnić. Głównie z tego powodu, że regres w jeździectwie będzie to nasza najdłuższa jeździecka relacja, jaką będziecie mieć szansę nawiązać. I która potrwa aż do końca. 😉
Tekst: Judyta Ozimkowska