Jak mają się do siebie stres i jazda konna? Jazda konna co do zasady ma odstresowywać. W praktyce jednak zdarza się, że negatywne emocje z dnia codziennego przenosimy nie tylko do stajni, lecz także na koński grzbiet.
Stres i jazda konna
Zwłaszcza, jeżeli jazda nie idzie tak, jak powinna. Sama ostatnio miałam kilka takich sytuacji, w których Karson musiał znosić mój gorszy nastrój i brak cierpliwości. Oczywiście przez to zdążyliśmy się pokłócić, poirytować wzajemnie i zakończyliśmy jazdę w niezbyt dobrej atmosferze. Oczywiście można sobie tłumaczyć, że tego dnia mój koń też nie był w życiowej formie, jednak umówmy się – to nadal jest tylko koń. Tak naprawdę to do mnie należy rozwiązywanie tego typu sytuacji i niedoprowadzanie do eskalacji napięcia. Wtedy to się nie udało.
Oczywiście każdy ma prawo mieć gorszy dzień, jednak warto zawczasu wypracować sobie pewne sposoby na rozładowanie złości. Jeżeli nie jesteśmy w nastroju do jazdy, może lepiej zrobić koniowi dzień wolnego, lub po prostu wziąć go na spacer lub lonżę? Świat się nie zawali, jeśli nie wsiądziemy zgodnie z planem, a jazda pełna spięcia i szarpania nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Jeżeli naprawdę musimy wsiąść a nie jesteśmy pewni, czy nie wybuchniemy w trakcie treningu, to dobrze jest wezwać posiłki. Jazda pod okiem trenera lub zaprzyjaźnionej osoby jest w takich sytuacjach dobrym rozwiązaniem. Raz, że ktoś na bieżąco koryguje nasze błędy (przez co zmniejsza się szansa na irytację), dwa, że jednak głupio jest przed kimś wybuchać i nadmiernie się złościć. Czasami jedno życzliwe „spokojnie, dacie radę” daje więcej, niż można się spodziewać.
Wykrzycz stres
Jeżeli naprawdę mamy dość, a stajnia znajduje się w miarę odosobnionym miejscu, to można iść do lasu i…pokrzyczeć. Dla wytrwałych polecam wzięcie ze sobą bata i uderzanie nim o ziemię. Brzmi to dość idiotycznie, przyznaję, jednak pozwala uwolnić nagromadzoną złość i stres. Po kilkuminutowej sesji może się okazać, że znaczna część frustracji gdzieś pierzchła, a my mamy w głowie trochę spokojniej. Tak jak wspomniałam – mimo wszystko lepiej nie robić tego przy świadkach. Widok zirytowanej osoby, która z całej siły uderza batem o ziemię, mógłby w najlepszym razie wywołać konsternację.
W tym wszystkim trzeba pamiętać, że nie warto zmuszać się do wizyty w stajni, kiedy nie mamy na to ochoty. Czasami wyjście z przyjaciółmi lub spacer może okazać się lepszym rozwiązaniem, niż toczenie się do konia w poczuciu obowiązku. Jeżeli mamy trudniejszy czas w życiu – nie zmuszajmy się. Nasz koń przez kilka dni nie umrze od braku jazdy. Zawsze możemy też poprosić przyjaciół ze stajni, by mieli na niego oko i wzięli go na przykład na lonżę lub spacer. Tak naprawdę, żeby być dobrym dla naszego konia musimy być przede wszystkim dobrzy dla siebie samych. Stres i jazda konna to marny duet. Zdenerwowani, przemęczeni i poirytowani nie jesteśmy wymarzonym właścicielem. Dlatego warto wziąć kilka głębszych oddechów i zamiast zmuszać się do jazdy posiedzieć na przykład na padoku z książką. Nasz koń i układ nerwowy będą nam wdzięczni.
Tekst: Judyta Ozimkowska